Andrzej Krzywy – piosenkarz, autor tekstów, kompozytor i prezenter telewizyjny jest wielkim miłośnikiem zwierząt. Mieszka z nim jedenaście pupili: sześć kotów, trzy psy i dwa żółwie.
Andrzej Krzywy
Polski piosenkarz, autor tekstów, kompozytor i prezenter telewizyjny.
Przygodę z muzyką zaczął będąc nastolatkiem.
W latach 1984-1987 występował w zespole Daab, najpierw jako gitarzysta, a później także wokalista. W roku 1987 został wokalistą zespołu De Mono, z którym wydał 13 albumów. W 1996 wydał swój pierwszy solowy krążek.
Uczestniczył w wielu projektach muzycznych, a także charytatywnych (m.in. dla fundacji Polsat, TVN, napisał piosenkę-hymn dla fundacji Synapsis zajmującej się dziećmi chorymi na autyzm).
Jest wielkim miłośnikiem zwierząt. Mieszka z nim jedenaście pupili. Sześć kotów: Ryszard, Balbinka, Maliniak, Luna, Vril i Rudy. Trzy psy: Łatek, Fifi, Lucy. Dwa żółwie: Zosia i Heniek.
Katarzyna Nogaj: Ile zwierząt z Panem mieszka?
Andrzej Krzywy: W tym momencie jedenaście. Jest sześć kotów, trzy psy i dwa żółwie. Także można powiedzieć – całe zoo. Bardzo się z tego cieszę, szczerze mówiąc. Zresztą, cała nasza rodzina kocha zwierzęta. Miały być tylko dwa koty, ale zrobiło się sześć.
K.N.: Od przybytku głowa nie boli 🙂
A.K.: To prawda 🙂 Kochamy te nasze zwierzaki. Zresztą – całe życie byliśmy psiarzami. Zawsze mieszkały z nami psy. W takim szczytowym momencie było ich pięć. Aż 3-4 lata temu znajoma, znalazła w lesie kotka. Dwutygodniowego. Ponieważ w tamtym momencie wyjeżdżała na wakacje, powiedziała do mojej żony: „Ciociu, oddajcie go do weterynarza, bo przecież nie zostawimy go w tym lesie.” No i żona przyjechała z tym kotkiem do domu. Moje pierwsze słowa – przecież te psy rozszarpią tego kota! – ale stało się odwrotnie. Do tego stopnia, że jedna suczka – buldożek francuski coś sobie w głowie uroiła, że to jest jej szczenię! Tak wczuła się w rolę, że kotek leżał przy niej, przystawiał się i szukał mleka 🙂 Oczywiście go nie miała. Miłość Fifuni i kociaka trwała jakieś 2-3 tygodnie. Prawdopodobnie kotek, szukając pokarmu ugryzł niechcący psinę i miłość się skończyła. Niemniej, koty i psy żyją w symbiozie. 🙂
Wspomniany kot dostał na imię Ryś. Ryszard. Król Ryszard I. Ponieważ wychowywał się bez matki, był słabowity. Często chorował. Trochę się przeziębił i od razu musiał dostać antybiotyki. Żona stwierdziła, że trzeba mu dobrać towarzystwo.
Akurat złożyło się, że na wsi u kogoś w stodole okociła się kotka, no i syn przyniósł jednego malucha. Trafiła do nas przepiękna, szylkretowa mała dziewczynka, która miała wygryzione oko i krtań, przez to nie miałczy, tylko tak popiskuje. Balbinka była na tyle malutka, że nie było jeszcze mowy o sterylizacji. No i krótko mówiąc – nie zdążyliśmy… Zniknęła nam na dwie noce. Była panika, płacz, wieszaliśmy ogłoszenia. W każdym razie – wróciła zguba, no ale… Okazało się, że jest kotna. Nie ukrywam, zachwycony nie byłem z tego powodu.
No i urodziło się sześć kotków. Jeden niestety nie przeżył. Drugiego daliśmy znajomym, ale po tym jak go oddaliśmy w domu była trauma przez dwa tygodnie – jakbyśmy dziecko komuś sprzedali. Chociaż dla pozostałej czwórki też mieliśmy już domy – zostały z nami. No i mamy w sumie sześć kotów.
K.N.: Jak ta gromada się dogaduje?
A.K.: Generalnie, żyją raczej w symbiozie. Są cztery koty i dwie kotki. Balbinka jako najstarsza i matka tego towarzystwa goni je i potrafi sobie z nimi poradzić. Natomiast najmniejszej, Lunce, która jest chyba ostatnia z miotu – krótko mówiąc, najbardziej dokuczają, ale mała potrafi się bronić i świetnie sobie radzi. Jest też najspokojniejsza z kociego towarzystwa.
K.N.: Macie jakieś swoje codzienne rytuały, zwyczaje?
A.K.: Pierwsza rzecz, to około 7 otwieramy taras, wypuszczamy koty i psy. Znikają na chwile, później przychodzą na śniadanie. Kolejno wracają i każdy z nich zagląda do miski. Mamy tam dla nich jakieś mięsne smakołyki. My – przyznam – od lat nie jemy mięsa, więc są to jedyni w domu jego konsumenci i tylko dla nich jest kupowane.
Wieczorami jest nawoływanie, żeby żadne nie zostawało na noc na dworze. Zawsze wracają.
K.N.: A teraz może coś o psach? 🙂
A.K.: Trzy psy – znajdy. Jest tak dużo zwierząt w schroniskach i takich, którymi trzeba się zaopiekować, że w pierwszej kolejności one powinny móc liczyć na naszą pomoc.
Wracając do moich – największy jest Łatek, który żyje na podwórku. Oczywiście nie na łańcuchu! Miałem przy wejściu do domu taką wnękę, którą po prostu zamurowałem i zrobiłem mu ciepłą, nazwijmy to, psiarnię.
Pozostałe dwa psy mieszkają w domu. Zresztą – u nas psy zawsze mieszkały w domu. W tym jednak przypadku, ta dwójka nie chciała Łatka zaakceptować. Strasznie mu dokuczały, podgryzały, a on się bał. Stwierdziłem, że nie ma go co stresować. Dlatego ma wymurowaną piękną, ciepłą psiarnię – swój pokoik. No i jest tym pierwszym hałaśliwym, który daje znać, kiedy ktoś podjeżdża pod dom.
Oprócz Łatka jest jeszcze Lucy – a’la pinczerek. Strasznie bojaźliwa. Zwłaszcza kiedy jest burza, wskakuje na mnie i się chowa.
Jest też urocza Fifunia o której już wspominałem – buldog francuski. Bardzo starutka, ma już piętnaście lat, a psy tej rasy żyją podobno dziesięć-jedenaście. Chyba jej dobrze u nas, chociaż wiem, że pewnie już niedługo z nami będzie. Taka kolej losu i to jest w ogóle niesprawiedliwe, że psy nie żyją tak długo jak my… Żółwie za to żyją bardzo długo.
K.N.: Właśnie, urozmaicenie musi być – są jeszcze żółwie.
A.K.: Nasza dwójka – Zosia i Heniek – te zapewne nas przeżyją. Na początku był jeden, ale żeby nie było mu smutno – pojawił się drugi. Jednak parka została rozdzielona, bo ten mały żółwik atakował żółwicę, czasem nawet dotkliwie ranił. Poza tym, nie mamy miejsca na kolejne akwarium, a pojawiały się jaja.
K.N.: Czy koty albo psy reagują w jakiś sposób na żółwie?
A.K.: Nie. Na początku obserwowały, ale na zasadzie ciekawostki. Popatrzyły co tam jest, o co chodzi w tym akwarium i właściwie mają to w nosie :). Koty zdecydowanie bardziej interesują się ptakami, myszkami. Niestety, jest to kłopot i nie da się tego wyplenić – pomimo tego, że są karmione. Taka ich natura.
Jakiś czas temu mieliśmy też przez chwilę za płotem takie legowiska, barłogi, gdzie się dziki prosiły i to było niesamowite. Te małe dziczki, a było ich ze dwadzieścia, podchodziły pod nasz płot. Później nadleśnictwo się tym zajęło i gdzieś je wywieźli, prawdopodobniej głębiej do lasu.
Generalnie, dzięki zwierzętom jest u nas bardzo wesoło i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Cały czas, jak tylko możemy, wspieramy różne schroniska i akcje na rzecz zwierząt. Dla mnie zwierzęta, to są młodsi bracia i trzeba im pomagać, wiem, że jeśli my im nie pomożemy, to same sobie nie poradzą. Uważam, że jest to w pewnym sensie nasz obowiązek, bo mamy troszkę łatwiej. Nasze słowa idą w świat i proszę wszystkich żeby nie zapominać także o zwierzętach.