„Mamy wiele wspomnień związanych z dziewczynami, bo nasze kochane pieski towarzyszą nam dosłownie wszędzie tam, gdzie możemy je zabrać. Rzadko się rozstajemy”. – Tak o swojej psiej gromadce opowiada Paulina Rzeźniczak. Zapraszamy do lektury rozmowy z Pauliną i Jakubem Rzeźniczakami na temat codziennego życia z trójką Pupili.
Opiekujecie się aż trójką wspaniałych psiaków. To naprawdę duża odpowiedzialność i zapewne wiele obowiązków. Jak żyje się z taką sporą gromadką?
Paulina: Przez to, że każdy z naszych czworonogów dołączał w jakimś konkretnym czasie, nie było tak, że wszystkie trzy pojawiły się na raz, to wydaje mi się, że chyba po prostu się do tego przyzwyczailiśmy i nie zauważyliśmy większej różnicy. Może oprócz tego, że jest mniej miejsca w samochodzie, więcej posłań, no i przede wszystkim więcej miłości w domu. Wiele osób pyta nas, jak sobie radzimy z sierścią przy trzech psiakach. Ja szczerze mówiąc, nie widzę różnicy w tym temacie, czy mamy jednego pieska, czy trzy. Cały czas robimy to samo, więc oprócz większej ilości miłości, tak naprawdę chyba nic takiego nie jest zauważalnego.

Foto. archiwum prywatne
Jak rozpoczęła się Wasza przygoda z psami? Który Pupil pojawił się w domu pierwszy i jakie towarzyszyły temu okoliczności?
P: Moli miałam jeszcze przed poznaniem Kuby.
Kuba: Co do Lunki, to pojawiła się ona w naszym domu w trudnym dla nas okresie i była takim światełkiem, które rozświetliło nasze życie w tym momencie. Od początku była taką przylepą i do tej pory nią jest. Z całej trójki najbardziej do nas lgnie. Śpi z nami w łóżku.
P: Śpi nam na głowach. (śmiech)
K: I jest taka, że tak powiem, najbardziej do nas przywiązana.
P: Tak, to prawda. W tym trudnym okresie to tak jakby coś wiedziało, że potrzebujemy właśnie takiego pieska, który da nam miłość i wielką radość.
K: Sara trafiła do nas, jak już mieszkaliśmy razem w Płocku. Historia Sary jest dość zabawna. Zaangażowaliśmy się w pomoc w płockim schronisku. Poszliśmy tam wesprzeć akcję, podczas której schronisko szukało właścicieli dla swoich podopiecznych. Chcieli nam pokazać te pieski, no i Paulinka, zobaczyła Sarę. Od razu powiedziała, że Sara nie może ani chwili dłużej zostać w schronisku. Niestety jeszcze przez kilka dni musiała tam pozostać, bo formalności trwały, ale trafiła do nas dosyć szybko. Była pieskiem z interwencji, więc chwilkę trwało, zanim się do nas przyzwyczaiła. Była bardzo wystraszona. Do tej pory ma czasami lęki, z którymi próbujemy sobie wszyscy razem poradzić.
P: Staramy się dać jej jak najwięcej miłości, żeby – na tyle, ile to możliwe, mogła zapomnieć o tych wydarzeniach, które spotkały ją przed poznaniem nowej rodziny.
Skąd wziął się pomysł na przygarnięcie kolejnych psów? Czy była to przemyślana decyzja, czy też rządził tą kwestią przypadek?
P: Jeżeli chodzi o Moli, to obejrzałam film Wiek Adaline, zobaczyłam tam właśnie cavaliera tego typu umaszczenia i po prostu wiedziałam, że muszę mieć takiego psa. Zaraz szukałam hodowli. Czułam, że muszę od razu wziąć takiego psa. W ten sposób pojawiła się Moli. Z Lunką to było tak, że rozmawialiśmy o tym i w pewnym momencie podjęliśmy decyzję, że jedziemy po psa. Zadzwoniliśmy do hodowli. Okazało się, że jest taki piesek. Pojechaliśmy i już po chwili była z nami. To była taka spontaniczna decyzja. Niby o tym rozmawialiśmy, ale tak naprawdę finalnie była bardzo spontaniczna. A z Sarą, to już – jak podkreślaliśmy w poprzednim pytaniu – było prawdziwe zrządzenie losu.
Wiemy już, że Moli to cavalier. Jakich ras są Wasze pozostałe pieski?
P: Luna to też cavalier. Sarcia jest w typie rasy spaniela.
Co zmieniło się w Waszym życiu, odkąd pojawiły się w nim pieski?
P: Na pewno częściej spacerujemy i są to dłuższe spacery.
K: Tak, na pewno też nie ma takiego luzu, że tak powiem, bo jednak są te trzy istoty w domu i nie możemy sobie tak na przykład na cały dzień wyjść. Staramy się tak zawsze gospodarować czasem, żeby pójść z nimi na spacer, nakarmić je. Pieski to jest prawdziwy obowiązek, z którego my zawsze staramy się wywiązać. Nie można już teraz np. polecieć spontanicznie na kilka dni wakacji, bo całą rodzinę mamy poza Warszawą. Przy naszych wyjazdach zawsze jest wcześniej wyprawa do babci, z którą dziewczyny wtedy zostają. Można jednak powiedzieć, że dały nam bardziej spokojne i poukładane życie.
P: Tak, jak mówiliśmy, mamy dużo więcej dłuższych spacerów, bo codziennie musimy wyjść z dziewczynami. Mamy więcej sierści w domu – to oczywiste. (śmiech) W sumie to nie tylko sierści, ale rolek, odkurzacza, więc też tej aktywności domowej. I przede wszystkim dają nam dużo miłości. Człowiek wraca do domu i ktoś się cieszy na jego widok. Co może być lepszego, prawda? Chyba każdy, kto ma psa, doskonale o tym wie. Przyjdzie, przytuli się, jak ma się gorszy dzień.
Czy psiaki lubią przebywać w swoim towarzystwie? Dobrze się dogadują?

Foto. archiwum prywatne
P: Moli to jest taka księżniczka, królowa. Ona, jeśli ma ochotę, to wtedy podejdzie. Ale ogólnie się dogadują. Nie ma jakichś większych afer.
K: Tak, ale Moli trzyma się troszeczkę na uboczu, bo jest dużo starsza od dziewczyn.
P: Jest starsza. Naturalnie bardziej lgnie do Luny. To chyba dlatego, że Lunka była malutka, jak do nas przyszła i Moli odczuwała trochę instynkt macierzyński wobec niej. Natomiast jedyne, czego Moli pilnuje w domu bardzo mocno, to są miski. Sara i Luna nie mają jednak z tym problemu, że Moli rządzi i rozporządza jedzeniem i wodą. Poza tym to naprawdę wszędzie – czy w trasie, czy w domu – śpią razem, leżą razem, bawią się razem. Są bezproblemowe. Nawet pomimo tego, że to są trzy dziewczynki.
Niedawno zostaliście rodzicami. Czy Antosia interesuje się psiakami?
P: Tak jak wspomniałam wcześniej, Moli trzyma się bardziej z boku, przyjdzie czasem, popatrzy na Antosię. Sara jest z interwencji, więc ona się boi, bo Antosia dużo się rusza.
K: Sara jest raczej bardziej wycofana w kontaktach z Antosią.
P: Natomiast bardzo jej broni, gdy ktoś chce do Antosi podejść, np. podczas odwiedzin w naszym domu. Luna jest z kolei zakochana w małej. Liże ją, całuje. Najchętniej to w ogóle bawiłaby się wspólnie z Antosią jej zabawkami (na co oczywiście nie pozwalamy). Można powiedzieć, że w tym temacie jest u nas bardzo fajnie i śmiesznie.
Jak zmienia się życie psich opiekunów, gdy w ich życiu pojawia się maluszek?
K: Nasze życie się nie zmieniło pod tym kątem. Ale myślę, że na początku to dziewczyny odczuły, że jednak teraz mniej czasu im poświęcaliśmy. Do tej pory zawsze przebywały z nami podczas odpoczynku, na kanapie. A teraz to się trochę zmieniło, odkąd jest Antosia. Myślę, że na początku były trochę zdezorientowane, bo już nie miały nas na wyłączność. Z czasem się jednak przyzwyczaiły. Wiedzą za to, że wieczory są dla nich. Wtedy siadamy na kanapie, a one mogą się do nas dosiąść, położyć, przytulać. W nocy też, bo Luna śpi z nami. Sara śpi przy naszym łóżku. Można więc powiedzieć, że my nie odczuliśmy dużej różnicy w naszych kontaktach z dziewczynami po urodzeniu Antosi. Zresztą dziewczyny były z nami też od razu po narodzinach Antosi. Pojechały z nami do Gdańska i potem wspólnie wracaliśmy samochodem do domu z maleńką córeczką i z dziewczynami. To było dla nas niesamowitym przeżyciem. Szczególnie że samochód mamy standardowych rozmiarów, a byliśmy tam my, Antosia i trzy pieski. (śmiech) Psiaki siedziały z przodu, a Paulinka z Antosią z tyłu. I było bardzo wesoło.
P: Tak, było bardzo wesoło. (śmiech)
Opowiedzcie nam o swoim najpiękniejszym wspomnieniu związanym z obecnością psiaka w Waszym życiu.
P: Tak sobie teraz głośno rozmawiamy i wspominamy. Mamy wiele wspomnień związanych z dziewczynami, bo nasze kochane pieski towarzyszą nam dosłownie wszędzie tam, gdzie możemy je zabrać. Rzadko kiedy się rozstajemy. Luna w ogóle miała lecieć z nami do Miami na nasz ślub. W ostatniej chwili okazało się, że w samolocie brakuje już miejsca dla pieska i musiała zostać w Polsce. Wracając do pytania, to chyba najpiękniejszym wspomnieniem są narodziny Antosi. Kuba odebrał nas ze szpitala, pojechaliśmy wspólnie do hotelu. Kiedy weszliśmy do pokoju z Antosią, dziewczyny do niej podeszły i zaczęły ją tak delikatnie wąchać, a Lunka zaczęła ją lizać. To było bardzo piękne i wzruszające przeżycie. My traktujemy dziewczyny jak nasze dzieci. Bo one są naszymi dziećmi. Psimi, bo psimi, ale są, oczywiście.
Wyobraźmy sobie, że Wasze pieski mogą same zdecydować o tym, co będą robić w życiu. Co by to było?

Foto. archiwum prywatne
P: Mega pytanie. Luna zdecydowanie zostałaby kaskaderem. Moli byłaby królową. Leżałaby pod jakimiś palmami i rozkazywała. Sarcia mogłaby być szpiegiem. Skrada się, żeby nie być widoczną, śledzi nas. Cały czas ma nas na oku.
K: Kiedy wskakuje nam na łóżko i mówimy jej, żeby zeszła, to schodzi tak powoli, czai się i obserwuje naszą reakcję. (śmiech)
P: Podobnie, kiedy wskakuje na łóżko, my mówimy jej, że nie wolno, a ona wskakuje w innym miejscu, z boku. Myśli wtedy, że jej nie widzimy. (śmiech) Bardzo ciekawe pytanie, takie przełożenie psiaków na to, co mogłyby robić w życiu.
Chcielibyście przekazać coś osobom, które myślą o zaopiekowaniu się zwierzakiem ze schroniska, ale ciągle jeszcze się wahają?
P: Rozmawialiśmy z Kubą na ten temat i uznaliśmy, że są dwie takie rzeczy, które chcielibyśmy przekazać. Po pierwsze, żeby się nie bać. Pieski ze schroniska są oddane, wspaniałe, wdzięczne człowiekowi. Ich spojrzenie mimo wszystko jest zupełnie inne niż psa z hodowli. Ono jest takie głębokie, takie jakby cały czas ze wzruszeniem patrzyły na swoich nowych opiekunów. Natomiast, z drugiej strony, trzeba pamiętać, że to jest ogromna odpowiedzialność. Znamy historie, gdy ktoś uznał, że skoro za pieska ze schroniska się nie płaci, to można go wziąć i w każdej chwili oddać. A to wcale tak nie działa! To zawsze musi być w pełni przemyślana decyzja! A miłość, jaką daje taki psiak, jest ogromna, ogromna! Jest bezwarunkowa i pełna.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Martyna Major