Strefa Twojego pupila - nowości i porady dotyczące zwierząt domowych

Grecki kot w Warszawie. Historia Amelii i Migotka

Grecki kot w Warszawie. Historia Amelii i Migotka

„Chciałabym prosić i przekonać, żeby ludzie w tych zmęczonych często oczach zwierzaków, które straciły jakąkolwiek nadzieję na pomoc, po prostu dostrzegli samą wartość. Żeby zdali sobie sprawę, że dla nich samych takie pomaganie być może nie będzie dużo kosztowało, ale to jest kwestia życia wielu zwierzaków. Formą pomocy może być przytulenie, jeden dotyk, miska wody, puszka karmy. Chodzi o to, żeby nie odwracać wzroku od nieszczęścia zwierzaków”. – mówi Pani Amelia, opiekunka
Migotka

 

Początek Waszej znajomości z Migotkiem jest niesamowitą historią. Jak się spotkaliście?

To było w 2019 roku. Byłam na wycieczce na Korfu i wraz z koleżanką wynajęłyśmy sobie domek. Tuż po przyjeździe przypałętała się do tego domku kocia rodzina. I wśród tej kociej rodziny był właśnie Migotek. To był jedyny kot z tej grupy, który był w jakiś sposób poszkodowany. Był absolutnie, totalnie wyczerpany. Jego stan był dramatyczny. Miał otwarte rany, poranione uszy, świerzb. No i takie ogólne wychudzenie. Na początku stwierdziłyśmy, że tutaj dużo jest takich kotów, więc jakoś nas bardzo to nie dziwiło. Ale wiedziałyśmy też, że na pewno nie możemy tak zostawić Migota. Decyzja, że trzeba go uratować, zapadła od razu. I tak w zasadzie wyglądało to nasze pierwsze spotkanie.

Foto. archiwum prywatne

Jakie były Twoje pierwsze działania po podjęciu decyzji o pomocy Migotkowi?

To była część Korfu, w której nie było zbyt wiele osób, więc nawet nie miałyśmy do kogo zwrócić się o pomoc. I jedyną metodą, jedynym sposobem, na jaki wpadłam, to było poszukanie grup na Facebooku zrzeszających ludzi, którzy zajmują się zwierzakami na Korfu. I to się udało zrobić.

Jak wyglądały formalności związane z przywiezieniem kota do Polski. Opowiedz nam, bo może znajdą się osoby, które chciałyby pomóc, ale nie wiedzą, jak.

Od razu zaznaczam, że to nie jest łatwy proces. Trzeba się przygotować na to – pod względem finansowym, jak i czasowym. Ja tutaj tłumaczę, jak wygląda to na przykładzie Grecji, która jest w Unii Europejskiej. Być może są różne standardy dotyczące innych krajów. Ja musiałam przygotować kilka dokumentów. Pierwszym z nich był paszport Unii Europejskiej dla zwierzaka, który po prostu pozwalał na to, żeby przemieszczać się z kotem po całym terytorium Unii. Drugi dokument to było szczepienie przeciwko wściekliźnie i to jest absolutnie konieczne. Dodatkowo weterynarz, u którego Migotek był leczony, musiał wystawić świadectwo zdrowia, które poświadczało, że Migot jest gotowy na podróż. Gdyby był jakoś obłożnie chory albo poraniony, to po prostu nie byłoby to możliwe. Więc to są trzy takie ważne dokumenty. Natomiast, żeby w ogóle wywieźć go z Grecji, musiałam się też zorientować, jak wygląda ten transport i warunki linii lotniczych.

Jak to wygląda w kwestii transportu samolotem?

To też nie jest takie proste. Ja nie wiem, jak to wygląda teraz, ale w 2019 roku tanie linie lotnicze nie woziły zwierząt. Więc tu już trzeba było sobie zorganizować to zupełnie inaczej. Był to trudny okres (wrzesień i październik), ponieważ loty na Korfu po sezonie prawie w ogóle nie istniały. W końcu znalazłam greckie linie lotnicze Aegean Airlines, które umożliwiały przewóz zwierząt w kabinie pasażerskiej. Ale też pojawiły się warunki. Po pierwsze, żeby móc lecieć ze zwierzakiem, trzeba zgłosić, że ten zwierzak będzie na pokładzie, bo tam są limity. Więc cały czas liczyłam się z tym, że akurat na tym rejsie, który mnie interesuje, Migot nie będzie mógł z nami lecieć. To już byłaby spora komplikacja. Ale ostatecznie się udało. Dodatkowo są jeszcze wymogi dotyczące transportera. To znaczy transporter musi mieć konkretne wymiary i odpowiedni stopień cyrkulacji powietrza. Trzeba pamiętać o kolejnej komplikacji – mam na myśli budżet…

To też bardzo istotna kwestia. Ile kosztowała akcja ratowania Migotka?

Finalnie, po zsumowaniu wydatków, wyszło około pięciu tysięcy złotych za sam proces leczenia na miejscu, w Grecji oraz wydatki związane z dokumentami i biletem lotniczym.

Czy znalazłaś jakieś instytucje, które Ci pomogły, czy musiałaś to wszystko sama zrobić?

Nie, nie znalazłam żadnej instytucji, która mi pomogła. Na grupie dotyczącej Korfu na Facebooku znalazłam kobietę, która nam pomogła. Jeszcze przed podjęciem decyzji, że w ogóle będę sprowadzać Migotka do Polski, ta Pani zebrała go na sterylizację. Ja myślałam, że ona go weźmie do siebie, ale zabrała go na sterylizację i przywiozła z powrotem do nas. Powiedziała, że ona już nie może pomóc, bo ma dużo kotów i w ogóle zwierzaków. Była też druga kobieta z tej grupy, która w zasadzie pomogła najbardziej, bo ona wtedy, kiedy ja już musiałam wyjechać z Korfu, zajęła się Migotkiem i pomogła mi w dopełnieniu wszystkich formalności na miejscu. Zajęła się operacją, ja jej tylko zostawiłam pieniądze, pomogła również w przygotowaniu Migotka do lotu. Jak tylko dała zielone światło, to trzeba było wrócić do Grecji. To była kwestia około miesiąca. Podsumowując, żadne instytucje nie pomogły, absolutnie nie liczyłam na to, że w ogóle Grecja jako państwo cokolwiek zrobi. Tam niestety nie funkcjonują żadne instytucje, które mają rozwiązywać takie problemy, byliśmy zdani tylko na siebie.

Co mogłabyś poradzić innym osobom, które – podobnie jak Ty, chcą pomóc bezdomnym zwierzakom?

Chciałabym prosić i przekonać, żeby ludzie w tych zmęczonych często oczach zwierzaków, które straciły jakąkolwiek nadzieję na pomoc, po prostu dostrzegli samą wartość. Żeby zdali sobie sprawę, że dla nich samych takie pomaganie być może nie będzie dużo kosztowało, ale to jest kwestia życia wielu zwierzaków. Formą pomocy może być przytulenie, jeden dotyk, miska wody, puszka karmy. Chodzi o to, żeby nie odwracać wzroku od nieszczęścia zwierzaków. To są takie gesty, które naprawdę mają znaczenie, a koty wynagradzają. To jest tak, że one naprawdę wynagradzają i uczą. Nasza przygoda z Migotkiem jest dla mnie lekcją empatii, odwagi, odpowiedzialności za zwierzaka. Warto pamiętać, że nawet jeżeli nie da się zrobić wszystkiego i nie da się tego zwierzaka, którego się spotkało, ratować, no to fajnie będzie jakikolwiek gest wykonać w jego stronę, żeby polepszyć jego byt. Można się postarać zabezpieczyć go, znaleźć mu jakiś dom albo po prostu zawieźć go do schroniska.

W Waszym przypadku proces dotyczył akurat Korfu, bo stamtąd pochodzi Migotek. Ale mam wrażenie, że w typowo wakacyjnych miastach z ciepłym klimatem, problem bezdomności kotów jest bardzo powszechny.

Tak, to jest prawda i tutaj – w mojej ocenie, przyczyną jest fakt, że po prostu tam (w Grecji – przyp. red.) nie istnieje żaden system opieki czy programy sterylizacji i kastracji, a jeżeli one działają, to po prostu bardzo nieudolnie. W Grecji żyje około miliona bezdomnych kotów, bardzo często w rejonach turystycznych. Tutaj też się pojawia problem niedożywienia. W sezonie turyści przyjeżdżają i dokarmiają koty. Ale kończy się sezon, ci ludzie wyjeżdżają i koty bez takiego regularnego karmienia, opieki i schronienia, bardzo często umierają. Około 70% bezdomnych kotów z regionów turystycznych nie przeżywa pierwszego roku życia, bo po prostu dostają taki zastrzyk jedzenia i opieki w sezonie a później nie mają już takiego wsparcia. Te koty są zdane same na siebie. Absolutnie są tu konieczne poważniejsze rozwiązania systemowe. Ja to też widzę w wielu polskich miastach. Ale mimo wszystko widzę gigantyczną przepaść między tym, co się dzieje np. w Turcji, a jak wygląda sytuacja w Polsce. I mam wrażenie, że u nas ta świadomość wzrasta i wierzę, że ona będzie wzrastała wszędzie. Miejmy nadzieję, że to w tym kierunku wszystko będzie szło.

 

Wróćmy jeszcze do Migosia. Zmagał się z wieloma chorobami. Jakie to były choroby?

Przede wszystkim to był świerzb, który zaatakował jego uszy i on do tej pory nie ma większości sierści na uszach. Po prostu to były popalone uszy – zarówno od słońca, jak i właśnie po tym świerzbie, blizny, rany. Z oczkiem poradziliśmy sobie bardzo dobrze. Oczko się zagoiło i w ogóle nie ma żadnych komplikacji. Z drugim oczkiem mieliśmy małe kłopoty jakiś czas temu, natomiast wszystko już jest w normie, regularnie po prostu muszę je zakraplać i nawilżać, bo ono musi więcej pracować, trzeba mocno o nie dbać. Jedyny problem, z jakim aktualnie się zmagamy, dotyczy ząbków i wybieramy się na usunięcie reszty zębów. Migotek już nie ma większości zębów. Ma zostawione sześć, ale tych sześciu również przez rok nie udało się naprawić. Stan się nie polepszył, więc po roku wracamy na wyrwanie pozostałych ząbków. Oprócz tego jego stan jest super, wyniki krwi są świetne, tarczyca, o co się martwiłam, też jest super, więc generalnie koci okaz zdrowia.

Foto. archiwum prywatne

I okaz szczęścia, jak widać na Waszym profilu na Instagramie. Migotek to bardzo „przytulaśny” kociak.

Tak, on jest po prostu jak buła puchowa. Ja się śmieję, że to jest chmurka. Pamiętam te pierwsze dni, kiedy przyleciał do Polski, był taki niepewny, ale że już po tygodniu czy dwóch spał ze mną. On mi towarzyszy w łazience, podczas gotowania siedzi na blacie, śpi ze mną. Myślę, że na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile przez te sześć lat przespał nocy beze mnie. Kiedy wyjeżdżam, to przychodzi do niego sąsiadka, dokarmia go i dba o niego. On jest dla niej też po prostu cudownym kotem. Nigdy nikogo nie zaatakował, nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. To jest taka mała przylepa i ja absolutnie nie widziałam żadnego aktu agresji z jego strony. Wręcz przeciwnie, on się wiecznie domaga tulenia, całowania i głaskania.

Akcja ratowania Migotka to nie jedyna inicjatywa pomocy zwierzętom, jakiej się podejmujesz. Bardzo mocno walczysz o prawa zwierzaków. Czym są powodowane Twoje działania?

Mam wrażenie, że w naszym kraju świadomość na temat praw zwierząt i tego, że zwierzęta powinny być traktowane dokładnie tak samo jak ludzie, jeszcze trochę kuleje. Ja jestem absolutnie za tym, żeby zwiększyć wymiar kar dla osób, które się znęcają nad zwierzakami. Funkcjonuje jakaś totalna luka w wymiarze sprawiedliwości. Generalnie, jeżeli sam model wymierzania kar dla ludzi, którzy się nad zwierzakami znęcają, nie zmieni się, to my absolutnie nie mamy na co liczyć, że los zwierzaków się poprawi. Jestem za tym, żeby prawa zwierząt zostały poszerzone, bo to są istoty, które czują, odczuwają i nie ma żadnych przesłanek, żeby traktować je inaczej. Szerzę takie rozumowanie na Instagramie i staram się zachęcać ludzi do działania, do wspierania fundacji i organizacji, które się zwierzakami zajmują. Ja sama lokalnie w swoim mieście rodzinnym wspieram stowarzyszenie Cztery Łapy Żychlin. Obserwuję, staram się wspierać, ale to też jest tak, że jeżeli to nie zadziała systemowo, to nasze wspieranie w postaci przekazywania pieniędzy na leczenie nie będzie miało sensu, bo to nie od nas się powinno zaczynać.

Popularność Waszego profilu na Instagramie pomaga w tego typu akcjach?

Ostatnio zorganizowaliśmy ciekawą akcję. To było bardzo śmieszne, bo dodałam taki wpis, że jedno serduszko na Instagramie to jeden smaczek dla Migotka. Tam się w ogóle zrobiło gdzieś około trzech milionów wyświetleń i tych smaczków setki tysięcy. Więc odezwałam się do dwóch firm produkujących jedzenie dla zwierząt i oni przekazali nam smaczki. Migotek oczywiście by ich nie zjadł – to była ogromna ilość (śmiech). Przekazaliśmy je dla potrzebujących zwierzaków.

Wyglądacie na bardzo szczęśliwych razem! Jakie macie plany na przyszłość? Czego można Wam życzyć?

Ja kiedyś bardzo chciałam założyć fundację, która będzie ratować koty. I to nie tylko w Polsce. Jest to gigantyczne wyzwanie, więc na ten moment skupiam się po prostu na tym, żeby ludzi zachęcać do działania, zachęcać do pomocy, zwiększać świadomość tego, jak można pomagać zwierzętom. W związku z tym publikuję często posty edukacyjne – oprócz tych humorystycznych. Chciałabym, aby w przyszłości platforma Migotka na Instagramie była taką przestrzenią, która promuje tylko i wyłącznie dobre wartości, która skupia ludzi, chcących pomagać i inspirujących się nawzajem. Nie wyobrażam sobie już, żeby ten obszar w moim życiu nie istniał. Taki obszar jak pomoc zwierzakom i w ogóle pasja do zwierząt.

To cudowne, co mówisz! Z całego serca życzę, żeby udało się te plany zrealizować. I oczywiście wszystkiego dobrego w dalszym wspólnym życiu z Migotkiem.

Rozmawiała: Martyna Major

Artykuł z magazynu PUPIL numer 1(37)/2025