Strefa Twojego pupila - nowości i porady dotyczące zwierząt domowych

Filmowe Psie Gwiazdy – Elsa i Emi

Filmowe Psie Gwiazdy – Elsa i Emi

„Przygoda Elsy z filmem zaczęła się zupełnie przypadkiem. […] Pies, podobnie jak inne zwierzęta, powinien być stymulowany psychicznie. Szczególnie mam tu na myśli rasę, jaką jest Cane Corso. Trzeba poświęcić im bardzo dużo czasu. Jedni idą na trening, drudzy chodzą do szkółki, a my jeździmy na plan filmowy. To jest taka sama stymulacja jak trening.” Pani Bogna Szkupińska, właścicielka Elsy i Emi opowiada o wielkiej filmowej przygodzie swoich podopiecznych.

Rozmowa z Panią Bogną Szkupińską, właścicielką Elsy i Emi – suczek rasy Cane Corso.

 

Podczas naszej poprzedniej rozmowy telefonicznej wręcz czułam w Pani głosie miłość do ELSY i EMI. Jak rozpoczęła się Wasza wspólna przygoda? 

Moje uczucie do Elsy i Emi jest bardzo widoczne. Można powiedzieć, że mam fioła na ich punkcie. O posiadaniu psa tej rasy marzyłam już od dwudziestu lat. W związku z wykonywaną przeze mnie pracą (ciągle rozjazdy) nie miałam możliwości pozwolić sobie wcześniej na Cane Corso. Wiedziałam, że dla psa trzeba mieć czas, trzeba go wychować. Wcześniej miałam psy różnych ras – raczej były to duże rasy. Elsa dołączyła do naszej rodziny dwa lata temu. Ciekawe jest, że jej data urodzenia jest identyczna z datą narodzin moich dzieci – 7 lipca (śmiech). Długo szukałam i udało mi się znaleźć bardzo małą, rodzinną hodowlę psów tej rasy. Pojechałam tam właściwie po psa – brata Elsy. Na miejscu dowiedziałam się jednak, że został już kupiony. Wtedy mój partner namówił mnie, żebyśmy zabrali Elsę, a ona po prostu „kupiła mnie” swoim charakterem i empatią. Zakochałam się w niej, gdy usiadła mi na kolanach i zaczęła się do mnie przytulać. Elsa jest naprawdę wyjątkowym psem – jest niesamowicie wrażliwa i mądra. Dzięki niej każdy mój dzień jest wspaniały.

Miała więc Pani już jednego psa swojej wymarzonej rasy. Dlaczego zatem kolejny – Emi? 

Emi dołączyła do rodziny półtora roku temu (w lipcu ubiegłego roku). Pochodzi z polskiej hodowli. Była kupiona przez ukraińską rodzinę, która w ogóle nie miała zielonego pojęcia, jak zajmować się psem tej rasy. Poznałam ich zupełnie przez przypadek podczas spaceru. 

Zostałam niemalże „postawiona pod ścianą”. Nasze psy bardzo się polubiły i oni mnie poprosili, czy mogłabym wziąć Emi na jeden dzień do siebie. Zgodziłam się. Po tym jednym dniu przyszli do mnie i powiedzieli, że albo wezmę psa na stałe, ponieważ ich nie stać na leczenie Emi, albo zawiozą ją do lasu i tam zostawią. I tak Emi u mnie została. Zaczęły wychodzić problemy związane ze zdrowiem. Suczka bardzo kulała. Pojechaliśmy do weterynarza, gdzie okazało się, że cierpi na dysplazję wszystkich stawów i deformację łap. Dowiedziałam się, że Emi musi przejść sześć operacji. Nie chciałam się na to zgodzić. Zaczęłam szukać pomocy w sieci. Trafiłam na fundację Cane Corso i cudowną osobę – Joannę Srokę, której zawdzięczam to, że Emi dzisiaj chodzi. Ona skierowała mnie do doktora Kemilewa – weterynarza, który leczy w oparciu o komórki macierzyste. Mogę powiedzieć, że to lekarz – cudotwórca. Dzisiaj Emi jest aktywnym, cudownym, zadowolonym psem. Wspólnie pokonałyśmy różne fobie, między innymi lęk przed mężczyznami. Nie ma śladu po tych dawnych lękach oraz napadach paniki. Emi jest spokojna i dobrze „dogaduje się” ze wszystkimi.

Filmowe Psie Gwiazdy – Elsa i Emi

Foto. archiwum prywatne

W wolnym czasie oddajecie się pewnej ciekawej pasji. Co to takiego?

W czasie wolnym moje pieski grają w filmach. Emi zagrała w filmie Ślicznotka. Wstęp, obie pojawiły się natomiast w Tajemnicy Łuki (premiera 8.11.2023). Ostatnio Elsa i Emi brały również udział w produkcji kalendarza charytatywnego dla stowarzyszenia “Stukot” i fundacji “Ostatnia Przystań”. Pomagamy w ten sposób schroniskom. Zbliża się zima, potrzeby są duże, więc my również chcemy pomóc. 

Jak rozpoczęła się przygoda z filmem? Czy starała się Pani o to, czy może było to dziełem przypadku? 

Przygoda Elsy z filmem zaczęła się zupełnie przypadkiem. Jestem właścicielką firmy, która produkuje majonezy. Zadzwoniła do nas sekretarka reżysera filmowego i zaproponowała lokowanie produktu na planie. Namówił mnie do tego mój brat. Elsa miała wtedy pięć miesięcy. Spakowałam Elsę do samochodu i pojechaliśmy. Kiedy weszłyśmy na plan od razu się w niej zakochali. Zaczęła się z nimi witać, przymilać, przytulać. Reżyser, który prywatnie też ma psa, powiedział tylko „Ona musi zagrać w moim filmie!”. Elsa zaczęła wtedy grać w filmie Ślicznotka. Okazało się, że jest bardzo utalentowanym psem. Po kilku miesiącach zadzwonił do mnie producent i powiedział, że przez to, że Elsa jest taka śliczna, mądra i kochana, on zaproponuje jej większą rolę. Wyciął krótkie fragmenty ze Ślicznotki, w których grała Elsa i zaangażował ją do swojego drugiego filmu Ślicznotka. Wstęp z dużo większą rolą. Pojechałyśmy na plan (już wtedy była z nami Emi) i tak to się wszystko zaczęło na poważnie. Teraz jesteśmy już po zdjęciach do kolejnego filmu – Tajemnica Łuki, w którym Elsa i Emi miały grać razem. Niestety nastąpiła kontuzja Elsy, co nie pozwoliło na dokończenie zdjęć. Ostatecznie, w tym filmie moje pieski zagrały około trzech minut. 

Jak wygląda dzień zdjęciowy dla Pani piesków? 

Zacznę może od początku – od pierwszego filmu. Początkowo to ja byłam bardziej zestresowana niż Elsa. Bałam się, jak będzie wyglądała praca z udziałem obcych ludzi – na dodatek znanych aktorów (m.in. Piotra Zelta, Beaty Chyczewskiej, Joanny Kurowskiej – przyp. red.). Praca z psem na planie to trudne zadanie – niejednokrotnie powtarzaliśmy sceny po kilkanaście razy, ponieważ np. cień padał nie tak, jak powinien, czy Elsa odwróciła głowę i popatrzyła w inną stronę. To było naprawdę stresujące i męczące, zwłaszcza dla zwierzęcia, dla którego to przecież nie jest naturalne środowisko życia. Można uznać to za  nowe doświadczenie – bardzo ważne. Obie byłyśmy przejęte, Elsa nie wiedziała, czego tak naprawdę się od niej oczekuje. Grzecznie wykonywała wszystkie polecenia, ale nie do końca chyba rozumiała, co się dzieje. Smaczków poszło co najmniej ze dwa kilogramy (śmiech).

W drugim filmie było już nieco inaczej. Znałyśmy ekipę, aktorów, osoby zaangażowane w produkcję. Ponadto, Elsa rozkochała w sobie niemal wszystkich, więc jej przyjściu na plan towarzyszyły okrzyki, przytulanie, zabawy. Można powiedzieć, że zarówno Elsa, jak i Emi w drugim filmie robiły dogoterapię dla ekipy. Teraz Elsa na planie czuje się jak w swoim żywiole. Wybiega z samochodu radośnie merdając ogonem, przytula się do aktorów. Czuje się kochana przez wszystkich, co bardzo widać podczas pracy. Dla Emi drugi film był debiutem, więc krótko mówiąc przeżywała to wszystko, co Elsa poprzednim razem. Dziwiło ją, np. że musimy jakąś scenę powtarzać kilkanaście razy. 

Czy psy mają swoje „role” w filmie? Jak się ich uczą? 

Tak naprawdę jest to dość łatwe, ponieważ zarówno Elsa, jak i Emi w filmie grają po prostu siebie – psy. Zadania, jakie są im stawiane to normalne zachowania, które widać w ich codziennym życiu. Jednak często sceny muszą być powtarzane kilkanaście razy, ponieważ coś nie do końca się udaje. Wtedy widać zmęczenie. Tak naprawdę jedno, drugie, może jeszcze trzecie ujęcie wychodzi dobrze. Kolejne wiążą się ze zmęczeniem i zniecierpliwieniem psa. Potem jest to widoczne w filmie. Cane Corso to rasa bardzo inteligentna. Jeśli pies tej rasy nie widzi sensu w robieniu czegoś, to po prostu tego nie zrobi. 

Jak wygląda współpraca z „ludzkimi” aktorami? 

 Elsa i Emi - filmowe gwiazdy

Foto. ze sesji zdjęciowej do kalendarza “Razem dla Zwierząt – Sesja Bydgoskich Sportowców z Ich Pupilami na Rzecz Serca i Ogona”.

Tak, jak powiedziałam wcześniej – Elsa i Emi rozkochały w sobie całą ekipę. Można uznać, że pełnią podczas pracy na planie rolę psich terapeutów. Ostatnio usłyszałam nawet od reżysera, że to jego zdaniem najlepsze psy do dogoterapii. Aktorzy w stresujących sytuacjach podchodzą do nich, przytulają się, głaszczą. Poza tym moje psy wzbudzają swoim wyglądem pozytywne uczucia już na pierwszy rzut oka. Elsa w tym momencie kończy kurs dogoterapii w Niemczech. Przed jego rozpoczęciem musiała zdać test psychiczny, co potwierdziło, że potrafi świetnie radzić sobie z ludźmi. 

Czy czuje Pani, że granie w filmach jest obciążające dla Elsy i Emi? 

Myślę, że do pewnego momentu tak – jest to obciążenie. Jednak już od pierwszego filmu, w którym Elsa brała udział, zawsze ważny był odpoczynek, chwila na regenerację. Mogłam zabrać psa np. do samochodu, by na jakiś czas oderwać ją od planu, od grania. Na całe szczęście wszystkie produkcje, w których uczestniczyły moje psy, były kręcone w pięknej scenerii, na Podlasiu, w otoczeniu lasów i pól. Stwarzało to dla nich niesamowite możliwości odpoczynku. Mogłam zabrać je na spacer, kiedy tylko poczułam, że są zmęczone. Po trudnych scenach szłam z Elsą na godzinny spacer, by mogła odreagować napięcie, które towarzyszyło produkcji. Mamy tutaj pełne poparcie kierownictwa. Wszyscy w ekipie są mocno przeczuleni na punkcie Elsy i Emi. Sceny są układane przez producenta (Krzysztof Bałtyk – przyp. red.) tak, by psy miały czas na odpoczynek, spacer, zabawę. 

Czyli można powiedzieć, że Elsa i Emi lubią to, co robią? 

Tak, zdecydowanie tak. Pies, podobnie jak inne zwierzęta, powinien być stymulowany psychicznie. Szczególnie mam tu na myśli rasę, jaką jest Cane Corso. Trzeba poświęcić im bardzo dużo czasu. Jedni idą na trening, drudzy chodzą do szkółki, a my jeździmy na plan filmowy. To jest taka sama stymulacja jak trening.

Czy nasze gwiazdy są rozpoznawalne? Zdarza się Wam, że jesteście zaczepiane na ulicy? 

Elsa i Emi towarzyszą mi w codziennym życiu. Chodzą ze mną do sklepów, banku – wszędzie tam, gdzie idę ja, idą i one. Bardzo często zdarza się, że ktoś nas zatrzymuje na ulicy. Kiedy idę z nimi (niezależnie od tego, czy jestem w Bydgoszczy, w Warszawie, czy na Podlasiu), to ludzie zatrzymują mnie i pytają „Czy to są te psy?”. Na Podlasiu krążą już o nich historie (oczywiście nieco podkręcane przez producenta). Chodzą z nami na bankiety – aktorzy robią sobie z nimi zdjęcia. Te zdjęcia zataczają coraz szersze kręgi, więc Elsa i Emi są coraz bardziej rozpoznawalne. Nieraz zdarza się, że słyszą o sobie „To jest Ta od dwóch Cane Corso” (śmiech).

 

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów w rozwijaniu pasji. 

Rozmawiała: Martyna Major

 

 

Artykuł z magazynu PUPIL numer 4(32)/2023