Zapraszamy do lektury wywiadu z panią Moniką Pyrek, wielokrotną mistrzynią Polski oraz Świata w skoku o tyczce. Pani Monika opowiedziała nam o swoich pupilach – ukochanym piesku Rockym, którego już niestety nie ma pośród nas oraz przygarniętym rok temu rozbrykanym szczeniaku o imieniu Coffee – nowym ulubieńcu rodziny.
Monika Pyrek-Rokita
Jedna z najlepszych polskich lekkoatletek w historii tej dyscypliny specjalizująca się w skoku o tyczce. Na swoim koncie ma dwa srebrne i jeden brązowy medal Mistrzostw Świata oraz dwa brązowe medale Halowych Mistrzostw Świata, a także srebro Mistrzostw Europy i dwa brązy Halowych Mistrzostw Europy. Jej kolekcja jest pełna medali z Pucharów Europy, mistrzostw Polski, a także pobitych wielokrotnie (69 razy!) rekordów Polski oraz tytułów (5 razy) najlepszej polskiej lekkoatletki „Złote Kolce”. Po zakończeniu kariery sportowej rozpoczęła pracę w Radiu Szczecin, gdzie przez 4 lata prowadziła autorski program „Potyczki Moniki Pyrek”. Aktualnie skupia się na prowadzeniu Fundacji Moniki Pyrek, której celem jest tworzenie projektów dla dzieci i młodzieży, rodziców, opiekunów zachęcających do bycia aktywnym i spędzania wolnego czasu na sportowo. Prowadzi Fundusz stypendialny dla młodych sportowców, otacza ich fachową opieką, finansuje stypendia oraz służy radą.
Proszę przedstawić nam swojego Pupila.
Nasz piesek nosi imię Coffee. Jest jeszcze szczeniakiem. Niedługo będzie kończył rok. Jest bardzo energiczny, wymagający dużo uwagi. Generalnie jest łobuzem. Śmieję się, że my jesteśmy osobami aktywnymi sportowo i z dużą energią, więc nasz pies nie może być inny. Musieliśmy na siebie trafić.
W jaki sposób Coffee dołączył do Pani Rodziny?
Coffee jest adopciakiem. W moim mieście – Szczecinie jest takie stowarzyszenie, które nazywa się Kudłata Przystań. Obserwuję to stowarzyszenie, podziwiam zaangażowanie Pań, które je prowadzą. One ratują szczeniaki (i nie tylko) z całej Polski, szukają dla nich domu. Jest cała rzesza domów tymczasowych, wspierających działalność stowarzyszenia. Stamtąd pochodzi Coffee. Długo nie mogłam się zdecydować na adopcję. Wynikało to z faktu, że byłam bardzo mocno zżyta z moim wcześniejszym psem. Poprzedni pupil odszedł trzy lata temu. Był to mój taki naprawdę pierwszy własny pies w dorosłym życiu. Mieszkał z nami dwanaście lat. Bardzo przeżyliśmy jego odejście. Nie mogliśmy się więc zdecydować na przyjęcie nowego psa. Decyzję na ten temat podjęliśmy tak naprawdę pod wpływem chwili. Kiedy zobaczyłam ogłoszenie, że są cztery szczeniaki, które potrzebują domu, wypełniliśmy ankietę i zgłosiliśmy się. Tak właśnie Coffee do nas trafił.
Podobno wybór imienia był bardzo burzliwy.
Tak, to prawda. Nie wiedzieliśmy, jak nazwać nowego pieska. Nasz poprzedni pies – Jack Russell Terier pochodził z hodowli. Miał tam nadane imię – Rocky. Ciekawe jest to, że w hodowli, w której się narodził, często imiona dla piesków wybierały dzieci przyjeżdżające tam podczas pobytów na zielonych szkołach. Mój mąż nazywa się Rokita, więc właściwie nie było żadnej dyskusji na temat tego, czy będziemy zmieniać to imię. Do tego jeszcze skojarzenie z Rockym Balboa i już nie musieliśmy szukać. Nasz nowy piesek nie miał żadnego imienia, więc musieliśmy przeprowadzić dyskusję. Zdania w rodzinie były podzielone – między mną, mężem, synami oraz babciami. Stwierdziliśmy więc, że może ktoś inny podpowie takie imię, które nas pogodzi. Zebraliśmy wszystkie propozycje, które wymyśliły dzieci i inne padające najczęściej. Często pojawiały się Budyń oraz Coffee (ze względu na kolor sierści pieska), pod uwagę były też brane Pedro, Tofik oraz Karmel. Dosyć sporo było tych imion i ostatecznie zdecydowaliśmy się na losowanie.
Losowanie pomogło?
Ciężko było je rozstrzygnąć, bo akurat tak się zdarzyło, że pomiędzy Budyniem a Coffee był ciągle remis. Chyba dopiero trzecia runda zadecydowała o tym, że padło na Coffiego. Chociaż teraz, jak widzę jego energię, to chyba naznaczyliśmy go tym imieniem. Może lepiej trzeba było wybrać Budyń (śmiech), może byłoby trochę spokojniej.
Jakiej rasy jest Pani piesek?
Coffee nie jest psem rasowym. Jest mieszańcem.
Co najbardziej lubi robić?
Na razie dorasta, więc bawi się i uczy nowych rzeczy. Zauważyłam, że już powoli zaczyna czuć się jak samiec. Bardzo lubi ganiać ptaki w ogrodzie. To jest jego cel numer jeden na każdy dzień. Drugim jest bieganie i obszczekiwanie całego podwórka. Żartuję czasem, że mam nadzieję, że sąsiedzi nas nie zamordują (śmiech). Generalnie lubi się szarpać i bawić. Przede wszystkim jest dobrze nastawiony do ludzi, co jest dla mnie bardzo ważne. To łobuziak, ale nie potrafi żyć w oddaleniu od człowieka. Jest tulaśny, czasem zachowuje się jak dziecko. Traktuje moje dzieci jako swoje rodzeństwo, co często prowadzi do zabawnych sytuacji. Tak naprawdę sam jest jeszcze dzieckiem. Widać, że ma dużo frajdy z każdej aktywności, każdej zabawy.
Czy Coffee ma już swoich psich znajomych?
Uwielbia inne psy. Znajduje każdą możliwą dziurę w płocie, by przejść do sąsiadów i dalej eksplorować świat. Nasz sąsiad nieustannie go nam przyprowadza. To wygląda mniej więcej tak, że wypuszczamy Coffiego na ogród, po czym po około trzydziestu minutach przychodzi sąsiad i go nam przynosi. Zdarza się też, że sąsiad dzwoni, że Coffee jest u niego. Na szczęście sąsiad też ma pieski, więc rozumie tę sytuację. Czasem idziemy na spacer, mijamy się (zwłaszcza gdy mamy gorsze dni) i wymieniamy się tym samym spojrzeniem, takim znaczącym, wspierającym się (śmiech).
Coffee pojawił się w życiu Pani Rodziny niedawno. Jak Pani synowie zareagowali na nowego pupila?
Obaj moi synowie pamiętają jeszcze naszego poprzedniego pieska. Starszy oczywiście więcej, już bardziej świadomie go wspomina. Młodszy coś tam pamięta, ale raczej ze zdjęć i filmów. Kiedy pokazujemy mu album, to wie, że to był Rocky. Pierwsze dni tyły trudne – dla nas wszystkich. Przypominały się wszystkie wspomnienia związane z poprzednim psem. Trochę nas to też uświadomiło, że on już nie wróci. Nasze uczucia – również w przypadku chłopców – były bardzo mieszane. Z jednej strony była ogromna radość, bo w domu pojawił się nowy szczeniaczek, ale z drugiej tęsknota za poprzednim psem. Naprawdę bardzo mocno przeżyliśmy rozstanie z Rockym, więc te pierwsze dni były trudne. Do tej pory często wspominamy poprzedniego psa. Czasem, gdy pomyli mi się imię – Coffee i Rocky, to mój syn mnie od razu poprawia, że to nie jest Rocky. Staramy się pielęgnować pamięć o poprzednim piesku, ale też mamy dużo zadań z nowym.
Coffee wymaga pewnie – jak to szczeniak – dużego zaangażowania.
Tak, po pierwsze jest to średni piesek, większy od poprzedniego. Mamy przez to wiele wyzwań. Starszy syn się już mocno angażuje w zajmowanie się pieskiem. Codziennie wychodzi z nim sam na spacer. Chodzimy też na zajęcia Agility. Przeszliśmy szkolenia z nauką chodzenia przy nodze, na smyczy. Teoretycznie Coffee wszystko wie, ale ma tyle rozpraszaczy, że często ta wiedza jest tylko teoretyczna. Smaczek świetnie smakuje jako nagroda, ale zwykle jest bardzo trudno, by zachować się zgodnie z zasadami i na niego zasłużyć (śmiech). Czasem mnie nawet zaskakuje, że stosuje się do poleceń, idzie przy nodze. Nagrywam wtedy tę sytuację, bo wiem, że może się już więcej nie powtórzyć.
Co zmieniło się w Pani życiu, odkąd zagościł w nim Pupil?
Generalnie życie z Coffeem wymaga od nas dużo zaangażowania, dużo pracy. Czasem bywa to bardzo frustrujące. Byliśmy przyzwyczajeni przez naszego poprzedniego pieska, że był on takim wygaszaczem emocji, nerwów. Nawet kiedy podnosiliśmy głos w sprzeczce, to on od razu szczekał na nas. Działało to, jak kubeł zimnej wody. Pomyśleliśmy więc, że fajnie byłoby mieć znowu takiego kochanego, spokojnego psiaka, który rozumie całą rodzinę. No więc na ten czas musimy jeszcze dobrą chwilę poczekać… Na razie pies wymaga naprawdę dużej uwagi i cierpliwości z naszej strony. Czasem śmieję się, że miał być moim spacerowym wyciszaczem, a póki co muszę zachować maksymalną uwagę.
Jakie jeszcze aktywności, prócz wspomnianego spacerowania, Coffee lubi podejmować?
Od niedawna zaczęliśmy przyzwyczajać go do biegania z nami. Zabieramy go na weekendowe wyprawy i biegamy. Już teraz można z nim iść pobiegać. Jeszcze niedawno taka aktywność nie była w ogóle możliwa. Teraz jest już trochę lepiej.
Czy towarzyszy Pani w codziennych obowiązkach, czy woli raczej odpoczywać w domu, gdy Pani wychodzi?
Jest ogromną przylepą, rzepem. Chodzi na nami wszędzie – za mną, dziećmi i innymi członkami rodziny. Muszę przyznać, że to ja jestem w jego oczach przywódcą stada. Z reguły jest tak, że ta osoba, która karmi, ma większą władzę. Dlatego Coffee towarzyszy mi zawsze i wszędzie (śmiech). Generalnie, kiedy leży to musi się z kimś stykać, choćby końcówką pazurka lub łapy.
A co z pozostawaniem w domu podczas nieobecności innych członków rodziny?
Miał już okazję pozostać sam. Kiedy wyjeżdżamy na dłużej, Coffee mieszka w zaprzyjaźnionym hotelu. Dobrze zna to miejsce, bo chodziliśmy tam wcześniej na szkolenia i treningi. Nie ma z tym problemu. Nawet czasem się śmieję, że kiedy wracamy i przyjeżdżamy go odebrać, to cieszy się, że nas widzi, ale jednak jego uwagę przyciągają inne psy i rozrywki. Tak, jakby chciał tam jeszcze chwilę zostać. Nie ma klasycznego lęku separacyjnego, ale należy powiedzieć, że niemal każde jego pozostanie samodzielnie w domu prowadzi do różnego rodzaju zniszczeń.
Tak właśnie się domyślałam. Jak bardzo poważnie zdarzyło mu się napsocić?
Niestety Coffee dość wymownie pokazuje mi, że zbyt dużo pracuję. Zdarza się mu gryźć lub zjadać moje notatniki i książki. Czasem żartuję, że może po prostu lubi czytać. Musimy chować wszystko przed nim i zamykać wszelkie możliwe drzwi, by unikać zniszczeń. Dzieciakom lubi zabierać klocki lego, pluszaki i inne zabawki. Znajdzie i zje każdy pozostawiony papierek, więc tak dodatkowo zmusza nas do zachowania porządku (śmiech) – zwłaszcza w pokojach chłopców. Nie jest to najłatwiejszy osobnik na świecie…
Czy dużo z Wami podróżuje tak, jak poprzedni piesek?
Tak, podróżuje z nami, ale zdecydowanie mniej. Jako szczeniak cierpiał na chorobę lokomocyjną, więc oszczędzaliśmy mu dłuższych podróży. Myślę, że więcej tych wyjazdów będzie, jak już dorośnie, bo na razie strach zostawić go samego w hotelu. Zawsze mamy ze sobą jego kojec – który zresztą bardzo lubi. Uczymy go od małego, żeby odpoczywał właśnie w tym swoim miejscu, żeby mógł się wyciszyć. Ale podróże z nim są dużo rzadsze niż z poprzednim psem. Rocky był malutkim pieskiem. Zdecydowanie łatwiej było z nim podróżować. Coffee jest średnim pieskiem, więc logistycznie jest to znacznie trudniejsze. Ale za to, kiedy nas nie ma, ma dobre towarzystwo w hotelu, uczy się nowych rzeczy. Czasem żartujemy, że te jego pobyty mają wartość dodaną, bo uczy się czegoś nowego – jak na dodatkowym szkoleniu. Przy poprzednim piesku nazywaliśmy to „obozem komandosów”. My byliśmy na obozie sportowym, a on na szkoleniu połączonym z zabawą.
Proszę opowiedzieć o swoim najpiękniejszym wspomnieniu związanym z obecnością psiaka w Pani życiu.
Dość sporo już przeszliśmy ze sobą, mimo że jest u nas od niedawna. Umowy adopcyjne zobowiązują nas do kastracji, więc przeżyliśmy już sporo wyzwań laboratoryjnych i trudnych sytuacji. Dla nas za każdym razem najbardziej zadziwiające jest to, że on potrzebuje takiego kontaktu z nami, bliskości. Pomimo że robi to codziennie, skala jego uczuć za każdym razem nas zaskakuje. Na przykład wczoraj leżeliśmy i oglądaliśmy serial. On z reguły kładzie się wtedy gdzieś w nogach i nam towarzyszy. Tym razem potrzebował widocznie więcej uwagi, bo przyszedł i położył się na klatce piersiowej. Ma taką potrzebę, by być bardzo blisko człowieka. Nie wiem, czy jest to spowodowane tym, że wcześnie został oddzielony od matki. Cały jego miot szybko pozostał bez matki, więc może ta potrzeba kontaktu wynika właśnie z tego powodu. Myślę, że jego trudności z zachowaniem również spowodowane są tym, że nie nabył od matki takich zachowań stadnych, ostrzeżeń co wolno, ale czego nie wolno.
Wyobraźmy sobie, że Coffee może sam zdecydować o tym, co będzie robił w życiu. Co by to było?
Ja myślę, że byłby komikiem. Naprawdę czasem zachowuje się tak, że człowiek się zastanawia, czy to nadal jest pies. Byłby człowiekiem odpowiedzialnym za rozśmieszanie. Z racji jego aktywności mógłby zostać też animatorem. Przyszło mi właśnie do głowy, że miałby szansę zostać testerem zabawek dla dzieci (śmiech). Rozwiązywałby największe supły żeglarskie. Kiedyś w sklepie zoologicznym poprosiłam o najtrwalszą zabawkę. Pani dała mi taką ośmiornicę i powiedziała, że jest niezniszczalna. Wystarczyły trzy godziny…
Podsumowując, można powiedzieć, że aktywność, którą przejawia Coffee, pasuje do Pani aktywności.
Tak, zdecydowanie. Jak powiedziałam na początku, my musieliśmy na siebie trafić, dobrać się. To tak jest, że przyciągają się podobne charaktery. Czasem mówi się, że pies upodabnia się do właściciela, ale w naszym przypadku już w trakcie odbierania pieska w fundacji mówiono nam, że jest niezłym łobuziakiem, ale za to kocha człowieka. I to się idealnie potwierdziło.
Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę kolejnych wspaniałych dni z Pupilem.
Rozmawiała: Martyna Major