Strefa Twojego pupila - nowości i porady dotyczące zwierząt domowych

Lubię wszystkie zwierzęta, od tych najmniejszych po największe. Rozmowa z Jakubem Małeckim

Lubię wszystkie zwierzęta, od tych najmniejszych po największe. Rozmowa z Jakubem Małeckim

„(…) życie z kotem lub psem wydaje mi się po prostu nieporównywalnie ciekawszym i piękniejszym życiem niż takie bez kota czy psa” – powiedział Jakub Małecki. Autor podzielił się opowieścią o Jurze, Glorii i nieżyjącym już kocie – Melmanie. Wskazał również, że zwierzęta stanowią ważną część jego twórczości i wyjawił, kogo poszukuje w głębinach Puszczy Kampinoskiej.

 

Jakub Małecki (ur. 1982 w Kole) – pisarz, autor m.in. Dygotu, Rdzy i Święta ognia.
Jest laureatem Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida, był również nominowany m.in. do Nagrody Literackiej Nike, Nagrody Literackiej Europy Środkowej „Angelus”, nagrody Europese Literaturprijs, nagrody im. Stanisława Barańczaka i nagrody Yasnaya Polyana przyznawanej przez Muzeum Lwa Tołstoja. Magazyn Literacki KSIĄŻKI uznał Horyzont Książką Roku 2019.
Jego powieści ukazały się w przekładzie na języki: niemiecki, rosyjski, niderlandzki, fiński, słoweński, macedoński i azerbejdżański. Fragment Historii podniebnych znalazł się w nowym podręczniku do języka polskiego dla szkół średnich.
W 2023 roku ukazała się ekranizacja Święta ognia w reżyserii Kingi Dębskiej, którą wyprodukowała wytwórnia Opus Film (Ida, Zimna wojna).

 

Foto. archiwum prywatne

 

Poszukując informacji o Panu dostrzegłam, że zwierzęta są ważnym elementem Pana życia. Skąd u Pana to upodobanie do zwierzaków?

Pamiętam, że w młodości ja i moi dwaj bracia bardzo chcieliśmy mieć psa, ale rodzice byli zdania, że i tak jest nas już dość sporo, i że trzymanie zwierzaka w mieszkaniu to niezbyt dobry pomysł, więc być może zaczęło się to od tamtych dziecięcych niespełnionych marzeń. Teraz wydaje mi się czymś naprawdę niesamowitym, że można dzielić swoje życie ze zwierzęciem, które ma swoje zwyczaje, upodobania, lęki i pragnienia, i obserwować taką fascynującą istotę na co dzień. Lubię wszystkie zwierzęta, od tych najmniejszych po największe. Poza tym życie z kotem lub psem wydaje mi się po prostu nieporównywalnie ciekawszym i piękniejszym życiem niż takie bez kota czy psa.

Foto. archiwum prywatne

 

Wiem, że jest Pan opiekunem Jury oraz Bezo. Czy w Pana życiu obecne są jeszcze inne zwierzaki?

Bezo to akurat piesek mojego brata, i tylko gościnnie pojawił się w jakimś nagraniu o mnie, natomiast jest to jedna z moich najbardziej ulubionych istot na całym świecie. Nie ma ogona i jednej nogi, a przy tym jest absolutnie wspaniały. Jeśli natomiast chodzi o nasze zwierzęta, to do niedawna mieliśmy z żoną dwa koty dachowce i owczarka holenderskiego, Jurę. Niestety w ubiegłym roku pożegnaliśmy jednego kota, Melmana, który towarzyszył nam od piętnastu lat, więc teraz żyjemy sobie z tą radosną dwójką – Jurą i Glorią. Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że w najbliższej przyszłości ta sytuacja się zmieni i pojawi się jakiś nowy domownik.

 

Jura to wyjątkowy pies – jest psim ratownikiem. Czy jest już po egzaminach? Jak wyglądało jej szkolenie?

Wychowaniem i szkoleniem Jury zajmuje się moja żona, która od niedawna pracuje w Państwowej Straży Pożarnej. To było jej wielkie marzenie, i udało jej się je spełnić razem właśnie z Jurą – dostały się do jednostki poszukiwawczo-ratowniczej w Warszawie i wspólnie jeżdżą do pracy. Jura jest po pierwszych egzaminach, ale czekają ją kolejne, a potem recertyfikacje tych starych, i tak w kółko. Z psem ratowniczym pracy jest mnóstwo, i to bardzo specyficznej. Marta codziennie poświęca Jurce wiele godzin. Ale też owczarek holenderski jest charakterystycznym psem, który potrzebuje dużo ruchu, a najlepiej nawet nie tylko ruchu tylko różnych zadań i „ciekawostek”, dlatego ta praca w Straży Pożarnej idealnie zgrywa się z charakterem Jury.

 

Czy może Pan podzielić się z Czytelnikami ciekawym wspomnieniem związanym ze zwierzakami?

W ubiegłym roku premierę miał film „Święto ognia” na podstawie mojej książki. Reżyserka, Kinga Dębska, chciała, żebym chociaż na chwilę pojawił się na ekranie, jako taki „smaczek” dla moich czytelników. Ja się zupełnie do takich spraw nie nadaję, ale zgodziłem się zagrać mini-epizod, w którym wcielam się w postać sąsiada Spodszóstki. Ten mężczyzna, zarówno w książce, jak i potem w filmie wychodzi na spacer z psem, obserwowany przez główną bohaterkę. No i w roli psa na ekranie pojawiła się nasza Jura – która jest bardzo łakoma i ukradła jednemu ze statystów bułkę, a potem, w trakcie kręcenia naszej sceny zjadła ją przed kamerą, razem z foliową torebką.

 

Czy Pana styl życia, spotkania autorskie, wyjazdy wpływają na relację z Pupilami? Czy udaje się Panu pogodzić częste nieobecności z wychowaniem i zajmowaniem się zwierzętami?

Nie mamy z tym żadnego problemu, bo moje wyjazdy, poza tymi zagranicznymi, to tak naprawdę wypady jednodniowe. Jeśli natomiast podróżujemy na dłużej, to Jura jeździ z nami, a Glorią zajmują się sąsiedzi albo znajomi. Poza tym w normalnym trybie ja przez większość czasu siedzę w domu, przy biurku, więc tak naprawdę nie ma tutaj żadnego kłopotu.

 

Foto. archiwum prywatne

Jak Pana zamiłowanie do zwierząt odzwierciedla się w Pańskiej twórczości? Zwierzęta są obecne w wielu Pana powieściach. Jakie role tam odgrywają?

Chyba w ostatnich książkach jest to coraz bardziej widoczne, a w powieści, nad którą pracuję obecnie, zwierzęta odgrywają największą jak dotąd rolę. To się dzieje naturalnie, bo ja piszę o rzeczach mi bliskich, o tym, co mnie naprawdę fascynuje, interesuje, przeraża i tak dalej, więc skoro w moim życiu prywatnym zwierzęta odgrywają dużą rolę, to pojawiają się też gdzieś w moim pisaniu.

Na instagramowym koncie umieszcza Pan wiele fotografii dzikich zwierząt. Są to fotografie Pana autorstwa. Lubi Pan obserwować i fotografować przyrodę?

Tak, to jedna z moich większych przyjemności. Ostatnio akurat marzy mi się sfotografować łosia i od kilku miesięcy włóczę się z aparatem po Kampinosie i innych lasach, spędziłem już tak setki godzin, na razie bez skutku. Ale już sam ten proces jest fajny – nawet jeśli przez następny rok tego łosia nie spotkam, to nie mam z tym problemu – samo jego poszukiwanie stanowi świetną zabawę.

 

Powiedział Pan kiedyś, że Pana marzeniem jest zajmowanie się pszczołami. Skąd to marzenie?

Wydaje mi się, że zostało mi to z dzieciństwa. Mój wuj zajmował się pszczołami na wsi i pamiętam, że kiedy po raz pierwszy pojechałem tam na wakacje jako nastolatek, ciocia zrobiła mi na śniadanie omlet ze świeżo zebranym miodem. Nigdy wcześniej nie jadłem czegoś takiego i pamiętam, że po prostu się tam rozpłynąłem. Potem obserwowałem wuja, jak kręcił miodarką i chodził do pszczół zupełnie niezabezpieczony, wydawało mi się to – i do dzisiaj wydaje – czymś po prostu magicznym.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Martyna Major

 

Artykuł z magazynu PUPIL numer 4(36)/2024