Choć początek przygody z kotami szkockimi Nikolina określa słowem „przypadek”, to niewątpliwie przyjęcie do domu pierwszego zwierzaka tej rasy – Leosia, odmieniło życie mojej rozmówczyni. Jeśli jesteście ciekawi, jak wygląda dzień z Florcią i Leosiem, zapraszamy do lektury!
Dlaczego koty szkockie? Czy była to miłość od pierwszego wejrzenia, czy przemyślana decyzja?
To był tak naprawdę przypadek. Od zawsze chciałam mieć kota, zwłaszcza kiedy byłam już samodzielna i wyprowadziłam się z domu rodziców. Na początku miał to być ragdoll – bielutka, piękna dama. Jednak najpierw wraz z moim partnerem poznawaliśmy inne rasy kotów. Wtedy trafiliśmy na kota szkockiego zwisłouchego. Pierwszy raz usłyszałam o nich około siedmiu lat temu. Ta rasa była wtedy bardzo mało popularna w Polsce. Było niewiele informacji, gdzie można było w ogóle poczytać więcej o tych kotach. Udało nam się wtedy znaleźć na Facebooku grupę, na której hodowcy dzielili się informacjami o przyszłych miotach, o cechach rasy. I tam właśnie zauważyliśmy Leosia. Był wtedy taki malutki. Stwierdziliśmy, że to jest właśnie taki kotek, jakiego chcemy mieć w swoim domu. Mówi się, że to kot wybiera sobie opiekuna i chyba tak się stało w tamtym momencie, bo ta rasa nie była na sto procent planowana. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że do nas trafił, jest to cudowna rasa. Na początku był Leoś, teraz mamy też Florcię i obydwa to koty szkockie. Obecnie jesteśmy zakochani w tej rasie. Można więc powiedzieć, że to był trochę przypadek, a trochę przemyślana decyzja.
Jacy są Leoś i Florcia? Co lubią robić?
Oni są inni. To są takie dwa bieguny. Mam wrażenie, że każdy kot (nawet pomimo przynależności do tej samej rasy) ma inny charakter. Leoś jest jedynakiem. Urodził się jako jedyny kociak. W hodowli kolejny miot pojawił się nieco później, więc nie miał styczności z malutkimi kotkami. Przebywał tylko z dorosłymi kotami. To jest taki panicz, taki dostojny kocur. Ustala zasady w naszym domu, ale równocześnie jest też bardzo delikatny. Lubi delikatne pieszczotki, żadnego mocnego przytulania. Jest bardzo towarzyski, ale tylko wtedy, kiedy kogoś zna i lubi. Do obcych jest bardzo wycofany. Kiedy ktoś do nas przychodzi, to Leoś potrzebuje chwili, żeby go obwąchać, przyzwyczaić się do gościa. Dopiero wtedy się pokazuje i podchodzi do tej osoby. Jest też takim troszkę leniuszkiem. Ma już sześć lat, nie jest to młody kociak, więc potrzebuje więcej spokoju. Florcia to jest wulkan energii. Ma trzy latka, więc jest troszeczkę młodsza i czasami jeszcze siedzą jej w głowie kocięce zabawy. Florcia musi być zawsze obok człowieka. Kiedy przychodzi ktoś nowy, to ona od razu podchodzi, jest ciekawa kto to, czy go zna. Ze znajomymi od razu się wita, bawi, żąda głaskania. Lubi też spać w łóżku, po prostu być bardzo blisko człowieka. Dotyk, nawet częsty, jej nie przeszkadza. Leosiowi natomiast może przeszkadzać, jeśli w tym momencie nie życzy sobie kontaktu. Czasem śmiejemy się, że Florcia to taka trochę siostra-świruska, bo ona nam odrobinę Leosia rozkręciła. Wcześniej to był kot, który działał na własnych zasadach, a odkąd pojawiła się Florcia, musi się nieco do niej dostosować, kiedy go np. zaczepia i chce się bawić. To jest bardzo zabawne, gdy się na to patrzy. (śmiech) Dzięki Florci w Leosia wstępuje czasami taki mały kociak. Florcia wychowała się w hodowli, gdzie było dużo innych kotków (były akurat dwa mioty kociaków oraz dorosłe koty). To bardzo ciekawe patrzeć na nich – na dwa całkiem odmienne charaktery. Świetnie się uzupełniają, choć nie ma między nimi takiej miłości, jak czasem widzi się między kotami. Mimo to mają w sobie wsparcie, np. podczas burzy, której oboje się boją.
Czy mogłabyś wskazać jakąś cechę wspólną kotów tej rasy – coś charakterystycznego?
Myślę, że taką cechą mógłby być brak agresji. Koty szkockie są bardzo przyjacielskie. Mimo że Leoś jest na początku trochę wycofany, to jak już da się poznać, to też jest bardzo kochanym kotem. Nawet kiedy pojawiają się u nas znajomi, czy kiedy rodzice poznawali nasze koty, to nie zdarzyło się, żeby któryś ze zwierzaków kogoś podrapał, ugryzł albo zachował się agresywnie. Czasami dają znać, że nie chcą już kontaktów, prychając lub odsuwając się od ludzi, ale nigdy nie wykazywały wobec ludzi lub wobec innych zwierząt żadnej agresji. Mieliśmy kiedyś chomika i Leoś super się z nim dogadywał. Obecnie teściowie mają koszatniczki i koty też je akceptują. Jest to fajna cecha szkotów, że mimo że są kotami, to potrafią się dogadać z innymi gatunkami – czy to z ludźmi, czy z innymi zwierzętami.
Dodatkowo koty szkockie są na ogół bardzo spokojne i dość leniwe. Nie chodzi tutaj o to, że ciągle leżą i nic nie robią, ale w porównaniu do innych ras kotów (np. kotów bengalskich) są zdecydowanie mniej aktywne. Czasami skaczą, np. gdy chcą dostać się na kanapę albo blat, ale to nie są koty, które mają w zwyczaju skakać po firankach, niszczyć różne rzeczy w domu czy mieszkaniu. One są z natury spokojne, nie potrzebują tak dużo ruchu i aktywności. Są bardziej ułożone. Nie chciałabym, żeby tutaj to zabrzmiało, jakbym mówiła, że to idealne koty dla dzieci. Spotkałam się z takim określeniem, ale nie do końca się z nim zgadzam. Uważam, że każdy kot musi być przyzwyczajony do dziecka. Szkoty jako koty ułożone i spokojne nie do końca pasują do charakteru dziecka, które bywa dość hałaśliwe, a tego szkoty nie lubią. Nie łączyłaby tej rasy tak na sto procent z dziećmi, pomimo braku agresji i przyjaznego stosunku do ludzi.
A co z wyglądem kotów szkockich? Oprócz ich charakterystycznych uszu.
Tym, co jest charakterystyczne dla szkotów, jest ich futro. To, jaką strukturę ma ich futerko, jest bardzo wyjątkowe dla tej rasy. Jest ono niezwykle aksamitne i delikatne. Leoś jest kotem krótkowłosym i ma inne futerko niż długowłosa Florcia, ale obydwa są bardzo przyjemne w dotyku. Głaskanie ich futerka jest bardzo miłe i przyjemne. To jest zupełnie coś innego od głaskania kotów innej rasy. Druga rzecz to myślę, że sposób spania brzuchem do góry. Albo w drugą stronę na brzuszku z łapkami przednimi i tylnymi na boki. Bardzo zabawnie to wygląda.
Czy pojawienie się kotów zmieniło w jakiś sposób Twoje życie?
Tak, bardzo. Koty zmieniają życie o 180 stopni! Zwierzęta te bardzo lubią rutynę i my musieliśmy zmienić swoje życie. Ale to była bardzo pozytywna zmiana, bo koty nas dużo nauczyły. Przede wszystkim porannej rutyny. Nie możemy wstać później niż zwykle, bo od godziny siódmej koty czekają na swoje śniadanko. Jeśli wstajemy wcześniej, to koty jeszcze śpią. (śmiech) Dla nich nie jest to pora do wstawania. Na pewno w ciągu dnia też musimy dostosować się do kotów. Pracujemy w domu, więc nasze koty śpią w czasie naszej pracy. Kiedy jednak kończymy nasze obowiązki, to jest czas dla nich. Mimo że chcemy zająć się innymi działaniami, to chwila dla nich musi być. One nie są kotami-introwertykami. Potrzebują kontaktu, uwagi.
Mocno zmieniło się nasze życie w kwestii wyjazdów. Teraz gdy wyjeżdżamy – nawet na krótko – to staramy się znaleźć jakąś opiekę, osobę, która będzie dochodzić do kotów i się nimi opiekować. Jeśli jedziemy na kilka dni, np. na tydzień albo dłużej, to staramy się, żeby ktoś przyjechał do nas i został z kotami w mieszkaniu, lub też zawozimy koty do kogoś, kogo znają. One bardzo lubią kontakt z człowiekiem i szkoda nam, żeby ograniczać go tylko do czasu, gdy jakiś dochodzący opiekun do nich zajrzy. Jakoś źle bym się z tym czuła.
Można powiedzieć, że posiadanie kotów szkockich wpłynęło też na moje postrzeganie kotów jako zwierząt. Dawniej, zwłaszcza gdy byłam mała, to mówiło się, że koty to zwierzaki, które żyją na podwórku i łapią myszy. Od kiedy mam swoje koty, widzę, że traktuję je bardziej jak drugiego człowieka, jak członka rodziny. Muszę zadbać o opiekę, lekarza, zdrowie.
Właśnie o to chciałam zapytać w kontekście kota rasy szkockiej – zdrowie. To temat dość trudny i często kontrowersyjny.
Posiadając koty szkockie, trzeba zadbać o dobrego weterynarza. Rasa ta jest postrzegana jako dość kontrowersyjna, ponieważ posiada wady genetyczne. Chodzi tu przede wszystkim o koty zwisłouche. Klapnięte uszka kota to wada genetyczna (mutacja jednego z genów), która wpływa na całe zwierzę, a objawia się kształtem uszu oraz zwyrodnieniami stawów. My mieliśmy bardzo duże przygody z Leosiem, bo cierpi on na dysplazję stawów biodrowych. Zachorował właśnie dlatego, że jest szkotem. Na szczęście już teraz czuje się bardzo dobrze, jest pod dobrą opieką. Ale to też wpłynęło na nasze finanse. Każda wizyta u weterynarza czy innego specjalisty to dodatkowe koszty. U nas konieczna była operacja Leosia właśnie ze względu na dysplazję. Dodatkowo Leoś ma nieco zdeformowane przednie łapki. Na szczęście nie jest to bolesne.
Kot, który ma zmutowany gen, jest nieco inaczej uformowany niż zdrowy kotek. Nie zawsze są to zmiany, które bolą kota, ale mogą być też bolesne. Dlatego jest bardzo ważne, żeby zwracać na to baczną uwagę i kontrolować koty. Zdrowie to najważniejsza kwestia podczas opieki nad kotami zwisłouchymi. Warto jednak wspomnieć, że koty szkockie chorują tak samo, jak inne koty. Dużo mówi się o chorobach stawów i mutacji genów, ale to nie jedyne schorzenia, z którymi się one borykają. Ze względu na spłaszczoną czaszkę mają krótsze pyszczki, więc są narażone na zatykanie kanalików łzowych oraz problemy z oddychaniem. Koty szkockie długowłose są spokrewnione z persami, więc należy uważać również na serce i nerki.
Na co powinniśmy zwrócić uwagę przed rozpoczęciem przygody z kotami szkockim?
Pierwsze i najważniejsze podczas zakupu kota szkockiego zwisłouchego to zadbać o dobrą hodowlę. Jeśli zdecydujemy się na pseudohodowlę i ktoś skrzyżuje dwa koty zwisłouche, to mamy prawie 100% gwarancji, że nasz kot będzie chory. A jest to nie tylko obciążenie finansowe dla nas, ale przede wszystkim ogromne cierpienie dla kota. Jest wiele hodowli, które tak dobierają koty, by miot był zdrowy. Nie ma całkowitej pewności, że tak będzie, bo zawsze jest ryzyko, ale przez prawidłowe dobieranie par kotów jest ono zminimalizowane. Zresztą, mogę poradzić, że jeśli ktoś chce zdecydować się na kota szkockiego, ale równocześnie zminimalizować ryzyko wady, to lepiej wybrać kota prostouchego. Też są piękne, mają cudowne charaktery i są zdrowsze.
Ważną sprawą jest odpowiednie odżywianie. Jak braliśmy kota, to myśleliśmy, że pójdziemy do supermarketu, kupimy jakąś karmę i będzie dobrze. Okazało się, że nie do końca tak jest, bo karmy marketowe nie są zbyt dobre. Staramy się odżywiać
koty w odpowiedni sposób, karmami, które dostarczą im potrzebnych składników do wzrostu i do rozwoju. Lepiej wydać więcej na karmę niż potem na lekarzy i leczenie. Szukanie dobrej karmy wiąże się też z czasem, który na to poświęcamy. Warto już wcześniej mieć świadomość, że kiedy bierzemy do siebie kota, to nie tylko zyskujemy przyjaciela i towarzysza naszego życia, ale też pojawia się wiele obowiązków i spraw, o których musimy pamiętać. Na początku o tym się nie myśli, ale każdy opiekun kota się z tym w końcu zetknie.
Jesteś bardzo aktywna w Internecie. Dokumentujesz swoją codzienność z Leosiem i Florcią, pokazując różne sytuacje, zajęcia i emocje. Wpływa to na życie kotów?
Myślę, że wpływa to na ich życie, ale pozytywnie. Leoś i Florcia od małego mają robione zdjęcia. Leoś jest już tak nauczony, że jak tylko wyciągam statyw, to on od razu siada grzecznie i czeka. Mamy też wypracowaną taką rutynę – i koty się tego bardzo dobrze nauczyły – że za pomocą pasty pokazuję im, gdzie mają się ustawić. Potem dostają tę pastę do zjedzenia. Macham im zabawkami podczas pozowania, żeby wiedziały, gdzie mają patrzeć. Po zrobieniu zdjęcia otrzymują nagrodę. To jest bardzo fajne, że udało się ich tak nauczyć. Dla nich to przyjemność, bo wiedzą, że mają zrobić odpowiednie kroki, żeby dostać przysmaczek. Jest to też super dla mnie, bo wiem, jak postępować, żeby zrobić im dobre zdjęcie. Nauka ta jest zauważalna podczas sesji z profesjonalnym fotografem. Pani, która przychodziła robić zdjęcia Leosiowi, mówiła, że jest super modelem, bo jest cierpliwy i posłuszny. Florcia lubi bawić się w trakcie sesji, więc działają na nią zabawki. Podczas sesji pilnujemy, żeby koty się nie męczyły. Jeśli są zmęczone, to odpuszczamy i dajemy im czas. Plusem jest to, że budujemy swoją relację, pogłębiamy zaufanie. Jest to forma naszej aktywności, nasze hobby.
Co jest największą radością w Twoim życiu z Leosiem i Florcią?
Dla mnie największą radością jest tona futra, które mam w mieszkaniu. (śmiech) Teraz kiedy koty linieją, jest to bardzo zabawne. Szczególnie jeśli ktoś do nas przychodzi i jest ubrany na czarno. (śmiech) Mamy mnóstwo rolek porozstawianych po mieszkaniu.
Koty dają nam wiele radości. Bycie opiekunem kota jest czymś fantastycznym. Tworzy się z nim jakąś relację. Jeszcze dodatkowo, jeśli kot jest z nami kilka lat, to tak naprawdę każde miauknięcie, każdy gest, zachowanie wiadomo, co znaczy. Człowiek uczy się kota, jego zachowań. Koty uczą nas, jak cieszyć się z małych rzeczy. Uczą obserwacji świata. Jeśli ktoś chce mieć kota i chce budować z nim relację, to jest to naprawdę cudowne. Szkoty to cudowne koty, z którymi można nawiązać dobrą relację. Mają wspaniałe charaktery i są bardzo elastyczne – dostosowują się do miejsca, do człowieka. Żeby tego dokonać, należy pamiętać, że kot to istota, z którą dzielimy nasze życie.
Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę mnóstwa radości na kolejne lata Waszego wspólnego życia.
Rozmawiała: Martyna Major