Opieka nad zwierzętami to nie tylko codzienne spacery i pełna miska – to również troska o ich zdrowie i bezpieczeństwo. Choroby wektorowe, przenoszone przez takie organizmy jak kleszcze i pchły, stanowią poważne zagrożenie, które może dotknąć każdego pupila. Dowiedz się, jak skutecznie chronić swojego czworonoga przed groźnymi infekcjami i zapewnić mu długie, zdrowe życie. Przeczytaj nasz artykuł i zyskaj niezbędną wiedzę, by stać się jeszcze lepszym opiekunem!
Czym są choroby wektorowe?
Jest to grupa schorzeń, które są przenoszone za pośrednictwem organizmów żywych (nazywanych wektorami lub przenosicielami). Przekazują one zarazki od zwierząt chorych albo takich, które nie mają objawów, ale są nosicielami choroby, na zwierzęta zdrowe. Przykładami wektorów mogą być owady – najczęściej muchy, komary, pajęczaki, ale również stawonogi – w tym przede wszystkim kleszcze i pchły. Nie należy zapominać, że takim wektorem mogą być ptaki, a nawet inne ssaki. Można zatem powiedzieć, że to naprawdę duża grupa organizmów.
Jakie choroby możemy zaliczyć do tej kategorii?
Choroby przenoszone w ten sposób to zarówno schorzenia wirusowe, jak i bakteryjne oraz pasożyty. Pasożyty możemy podzielić na zewnętrzne (np. pchły, kleszcze) oraz wewnętrzne (przede wszystkim tasiemce, glisty). Mamy zatem wiele różnych chorób, które mogą być przenoszone. Są to głównie choroby bakteryjne (m.in. anaplazmoza, borelioza), wirusowe oraz pasożyty (m.in. glisty zwierzęce, tasiemce).
Mamy teraz sezon, który obfituje w choroby powodowane przez kleszcze.
Jeśli chodzi o kleszcze i „sezon na nie”, to tak naprawdę jest to mit. Ze względu na aktualną pogodę, cieplejsze zimy, brak minusowych temperatur utrzymujących się przez długi czas, kleszcze są obecne w środowisku przez cały rok. Nie przewidzimy, kiedy nasz zwierzak może zyskać takiego pasażera na gapę w postaci kleszcza. Dlatego trzeba pamiętać, by zabezpieczać zwierzęta przed tymi stawonogami przez cały rok. Zdarzały się nam w przychodni przypadki, gdy zjawiały się zgłoszenia ataków kleszczy w grudniu, w lutym. Czyli nie można już teraz mówić o sezonowości tych stawonogów.
Czy może Pani wyjaśnić, dlaczego kleszcze są tak niebezpieczne?
Kleszcze są bardzo niebezpieczne, ponieważ przenoszą ogromną ilość patogenów. Choroby odkleszczowe to przede wszystkim babeszjoza, anaplazmoza, borelioza (która bardzo często występuje również u ludzi). Kleszcze to przede wszystkim pasożyty zewnętrzne, które poprzez wkłucie przekazują patogeny do krwiobiegu żywiciela. One mogą też – prócz wymienionych wcześniej chorób – powodować zaburzenia pracy i zapalenia stawów, gorączki. Są to – co należy zaznaczyć – schorzenia bardzo szybko przebiegające, gwałtowne i niebezpieczne dla zwierząt. Leczenie jest długotrwałe, ale jak najbardziej skuteczne.
Czyli nie ma w tym momencie zagrożenia życia zwierzęcia?
Jeśli tylko zwierzę trafi pod opiekę lekarza weterynarii to nie, ograniczamy takie ryzyko do minimum. Są to choroby całkowicie wyleczalne. Mamy obecnie odpowiednie leki, by pomagać w takich przypadkach.
Kleszcze atakują w całej Polsce, czy też są regiony bardziej lub mniej na nie narażone?
Jeśli chodzi o geografię, to najbardziej narażone są regiony wschodniej Polski. Tam obserwuje się najwięcej przypadków chorób odkleszczowych. Jednak kleszcze występują w całej Polsce i jeśli mieszkamy np. obok Wrocławia, to nie oznacza to, że nie trzeba się przed nimi chronić. W ostatnim czasie bardzo dużo kleszczy w okolicach Wrocławia przenosiło babeszjozę.
Ostatnio sporo się słyszy o babeszjozie. Co to za schorzenie?
Babesia to pasożyt, który koncentruje się w krwinkach czerwonych i stopniowo prowadzi do ich zniszczenia. Przez to dochodzi do anemii, zwierzę jest słabe, gorączkuje. W wyniku niedotlenienia pupil nie ma siły do chodzenia, ciężko oddycha. Jest to pod tym względem bardzo problematyczna choroba. Przez fakt, że rozpadają się krwinki czerwone, możemy zauważyć żółty odcień skóry naszego pupila. Barwniki krwinek czerwonych mają żółty odcień. Podczas rozpadu zabarwiają błony śluzowe i skórę zwierzęcia na żółto. Można to zauważyć na uszach, spojówkach oczu, wargach, dziąsłach, na brzuchu (jeśli pies ma mało sierści). To jest na pewno jeden z podstawowych objawów, jakie właściciel może zauważyć u swojego pupila. Zmienia się również mocz psa – barwniki przenikają do moczu i zabarwiają go na ciemnożółty, a nawet brązowy odcień (zwłaszcza w ekstremalnych przypadkach). Istotnym objawem babeszjozy jest gorączka – niejednokrotnie bardzo wysoka. Można zauważyć również kulawizny i kłopoty z chodzeniem, ponieważ dochodzi do zapalenia stawów. W bardziej zaawansowanych stadiach choroby pojawiają się problemy z nerkami, ponieważ nerki muszą systematycznie wydalać barwniki rozpadających się krwinek czerwonych.
Czyli kolor moczu oraz zabarwienie skóry to też podstawowe objawy, które możemy jako właściciele zaobserwować przy okazji babeszjozy, tak?
Tak. Ponadto zauważyć można porażenia nerwów twarzowych, choć to objaw dość rzadko spotykany. Jeśli spojrzymy na naszego zwierzaka, to możemy dostrzec, że jego uśmiech jest nieco inny, jeden kącik ust jest obniżony w stosunku do drugiego, że kąciki ust „uciekają”, zmienia się wyraz twarzy. Oko z jednej strony może być bardziej opadnięte. Zdarza się to nieco rzadziej, ale jednak jest to jeden z objawów widocznych dla właścicieli. Warto na to zwrócić uwagę. Mogą pojawiać się problemy ze strony układu pokarmowego: biegunki, brak apetytu, wymioty. To są najbardziej popularne objawy, które opisywane są w wywiadach z właścicielami.
Co w sytuacji, gdy nie zauważymy u swojego pupila kleszcza, ale dostrzeżemy powyższe objawy. Czy to powinno nas skłonić do wizyty u weterynarza?
Tak, zdecydowanie tak. Jest to istotne zwłaszcza dlatego, że kleszcz, by przekazać swojemu żywicielowi chorobę zakaźną, potrzebuje być „wpitym” w jego ciało przez co najmniej 24 godziny. Po tym czasie może się już wystarczająco pożywić i sam odczepić się od ciała psa lub kota. Jeśli spadnie na podłogę, my w tym czasie zamiatamy lub odkurzamy, to możemy go nie zauważyć. Są przypadki, gdy właściciele nie widzą na zwierzęciu kleszcza, a pupil zapada na chorobę odkleszczową. Dlatego, mimo że nie znajdziemy pasożyta, to widząc objawy zakładamy, że taki kontakt mógł być.
Jeżeli wybierzemy się do lecznicy, to jak lekarz weterynarii może pomóc naszemu zwierzakowi?
Najpierw musimy zadbać o leczenie objawowe. Jeśli pies wymiotuje, podajemy leki przeciwwymiotne, jeśli ma gorączkę – przeciwgorączkowe. Często podaje się kroplówki nawadniające. To są pierwsze działania, jakie podejmuje lekarz. Kolejno wykonana zostanie diagnostyka. Przede wszystkim nasz pupil będzie miał przeprowadzone badanie morfologiczne krwi, by zobaczyć, czy występuje anemia, na jakim jest ona poziomie – czy jest jeszcze norma, ale przy dolnej granicy, czy już jesteśmy bardzo pod kreską. Ważna jest też biochemia, by sprawdzić pracę nerek i wątroby. Często wysyłamy próbki do laboratorium zewnętrznego w celu dokonania rozmazu krwi. Jest to istotne badanie, ponieważ pod mikroskopem ogląda się tę krew bardzo dokładnie, czy nie ma tam jakiegoś pasożyta.
A co, jeśli we krwi znajdą się ślady niebezpiecznych pasożytów?
Wtedy możemy zastosować antybiotyki lub inne leki celowane, kierowane specjalnie do tych drobnoustrojów. Mogą to być specyfiki doustne albo specjalistyczne leki iniekcyjne. Taki zwierzak pozostaje pod stałą kontrolą lekarza oraz właścicieli przed najbliższe kilka dni. Może się na przykład okazać, że podczas wprowadzania leczenia psa dochodzi do chwilowego pogorszenia stanu jego zdrowia, nasilenia objawów. Dzieje się tak dlatego, że obecna w krwinkach zwierzęcia babesia umiera, co powoduje szybszy rozpad krwinek czerwonych. Dlatego konieczne jest suplementowanie żelaza, dokarmianie psa (nawet na siłę, np. za pomocą strzykawki). Jest to istotne, by pies nabierał sił. Stosujemy w tym celu również kroplówki, żeby objętość krwi była stała. Stopniowo, gdy wyniki się poprawiają, możemy przejść na leczenie domowe. Pies lub kot otrzymują leki doustne. Po jakimś czasie powtarzane są badania krwi, aby sprawdzić stan zwierzaka, postępy leczenia.
Czy każdy kleszcz na ciele pupila powinien być powodem do wizyty w przychodni?
Nie, nie zawsze wizyta jest konieczna. Tak, jak wspominałam wcześniej, kleszcz potrzebuje co najmniej doby na przekazanie choroby swojemu żywicielowi. Dlatego, jeśli na bieżąco kontrolujemy stan naszego pupila, sprawdzamy jego sierść po każdym spacerze i zauważymy kleszcza, który jest jeszcze malutki, to śmiało możemy wyciągnąć go samodzielnie. Nie ma wtedy powodów do udania się do lekarza weterynarii. Oczywiście, jeśli chodzi o profilaktykę, to jak najbardziej można wybrać się do poradni po odpowiednie preparaty. Jeśli natomiast widzimy, że kleszcz jest „opity” krwią, to lepiej się udać do lekarza, by kontrolować stan zwierzęcia (wykonać badania, sprawdzić, czy występuje gorączka).
Jak szybko powinniśmy udać się do lekarza w sytuacji zauważenia objawów? Czy istnieje jakaś granica czasu?
Nie ma konkretnie ustalonej granicy, jednak im szybciej zaczniemy działać, tym lepiej dla zwierzęcia. Jeśli zauważymy pierwsze objawy (np. brak apetytu) w piątek rano, to lepiej udać się do lekarza od razu, a nie czekać na rozwój wypadków w trakcie weekendu. W czasie weekendu może się już wystąpić anemia. Nie ma natomiast jakiejś górnej granicy, która musi zostać utrzymana, by leczenie było skuteczne. Należy pamiętać, że nie warto czekać, aż objawy przejdą same, bo bez leczenia one same nie ustąpią. Nawet jeśli nie jesteśmy pewni, czy to choroba odkleszczowa, to zawsze może to być jakieś inne schorzenie, które powinno zostać wyleczone.
A czy możemy sami pomóc naszemu pupilowi, gdy oczekujemy na wizytę w poradni?
Tak, możemy starać się ulżyć naszemu zwierzakowi w jego cierpieniu. Jeśli ma problem z chodzeniem (jednym z objawów są zapalenia stawów), to możemy starać się nosić go np. w celu toalety na zewnątrz. Wiadome jest, że nie będzie to możliwe w przypadku dużych psów. Ale tutaj możemy ograniczyć spacery, chodzenie po schodach. Jeśli pies nie ma apetytu, to brak systematycznego jedzenia nie jest jeszcze dużym problemem. Pies może nie jeść przez kilka dni bez szkody dla swojego zdrowia. Niebezpieczne jest natomiast odwodnienie w sytuacji, gdy zwierzak nie chce pić. Warto dopajać psa strzykawką, w małych ilościach. Najlepiej wówczas kierować ją pod policzek i bardzo powoli wstrzykiwać wodę. Poza tymi opcjami raczej nie ma innych możliwości pomocy ze strony właściciela. Tutaj wchodzi już specjalistyczne leczenie, które musi być przeprowadzone w gabinecie weterynaryjnym.
Wcześniej wspomniała Pani o pasożytach wewnętrznych przenoszonych przez inne organizmy. Co to za pasożyty?
Bardzo popularnym pasożytem wewnętrznym jest tasiemiec. Jest on przekazywany przez pchły. Taki tasiemiec jest typowy dla psów. Pośrednim nosicielem jest pchła psia. Przy inwazji pchły, podczas pobierania krwi od zwierzęcia, owad przekazuje wraz ze śliną jaja tasiemca. Wędrują one wraz z krwią, aż trafią do przewodu pokarmowego. Tam następuje dalszy rozwój pasożyta. Ważne jest, byśmy pamiętali, że pchły też nie występują sezonowo, ale stanowią zagrożenie przez cały rok. Pchła żeruje na psie lub kocie, ale rozmnażać się i bytować może w innym środowisku, np. na legowisku zwierzęcia, w dywanach, kanapach i innych meblach. Może swobodnie przezimować poza zwierzęciem. Dlatego, jeśli tylko zauważymy na psie pchłę lub zwrócimy uwagę, że zwierzak wydala z kałem pasożyty (najczęściej wyglądają jak posiekana wstążka lub pestki ogórka), to powinno nas to zaalarmować, że organizm zwierzęcia jest zainfekowany przez pasożyty.
Jakie inne objawy – prócz obecności pasożytów w kale – właściciel może zauważyć u zwierzęcia?
Czasem, przy większej inwazji, może to być spadek wagi zwierzęcia. Dotyczy to przede wszystkim psów starszych, chorych. Psy regularnie szczepione i zadbane raczej nie chudną aż tak, by było to widoczne. Obserwacja i zauważenie pasożytów wewnętrznych są trudne, bo one najczęściej pojawiają się w kale okresowo – nie podczas każdego wypróżnienia. Dlatego można zwrócić uwagę na różną konsystencję i formę wypróżnień. Jeśli kał jest zróżnicowany – raz wodnisty, biegunkowy, innym razem zwarty, to może nas to zaalarmować, że coś w organizmie zwierzęcia się dzieje. Sygnałem ostrzegawczym może być również zapach kału – w przypadku inwazji pasożytniczej ma on zwykle bardzo nieprzyjemny, intensywny zapach (bardziej wyczuwalny niż zazwyczaj). Czasem zdarzają się wymioty. To są symptomy, by zwrócić się do lekarza weterynarii.
Jak w sytuacji dostrzeżenia objawów przez właściciela postępuje lekarz?
Lekarz zaleca badanie kału. Kał zbiera się przez kolejne trzy dni do oznaczonego pojemnika, przechowuje w lodówce. Po przekazaniu próbki lekarzowi wykonywane jest badanie i uzyskujemy informację, czy nasz zwierzak jest zainfekowany. Lekarz określa również, z jakim pasożytem mamy do czynienia (czy to tasiemiec, czy np. glista) i zaleca specjalistyczne leczenie. Są to najczęściej leki podawane przez właściciela w warunkach domowych. Schemat leczenia i leki dobierane są do każdego przypadku indywidualnie. To są w dużej części również specyfiki, które stosujemy profilaktycznie.
Czy jako właściciele też powinniśmy podjąć jakieś działania?
Po pierwsze konieczne jest wprowadzenie leczenia specjalistycznego. Ponadto – co ważne – musimy bardzo dobrze odkazić otoczenie, w którym pies przebywał. Myjemy lub pierzemy zabawki i legowisko, koce. Rzeczy, których nie jesteśmy w stanie uprać, dezynfekujemy specjalnymi środkami (dostępnymi na rynku). Dzięki temu zyskujemy pewność, że zarówno dorosłe osobniki, jak i jaja pcheł zostają zabite. Nie są one wówczas w stanie zarazić naszego zwierzęcia jeszcze raz. Oczywiście psa lub kota też musimy wykąpać.
Jak można zapobiegać chorobom wektorowym – w myśl zasady, że lepiej zapobiegać niż leczyć?
Bardzo ważna, wręcz najważniejsza, jest profilaktyka! Po pierwsze, w większości sklepów zoologicznych, w poradniach weterynaryjnych dostępne są odpowiednie preparaty, które zabezpieczają nasze zwierzę przed przeniesieniem choroby przez pchły, kleszcze oraz inne organizmy. Są to leki uniemożliwiające zarażenie. Dobrze jest wiedzieć, że one nie zniechęcają pasożytów do tego, by wbiły się w ciało naszego zwierzęcia, ale zapobiegają ewentualnemu zachorowaniu. Kleszcz czy pchła, która ukąsi zabezpieczone w ten sposób zwierzę, umiera na skutek przyjęcia substancji obecnej we krwi i nie ma czasu przekazać choroby. Produkty takie mają różne formy – obroży, kropel, tabletek. Każdy może wybrać to, co jest dla niego najwygodniejsze. Podkreślam tylko, że warto zapisywać sobie, kiedy nasz zwierzak miał podany taki lek, bo czasami możemy zapomnieć, a wszystkie te preparaty mają określony czas działania. Dostępne są również produkty 2w1, które prócz zabezpieczania powodują odrobaczenie pupila. Pozwala to na usunięcie z organizmu również ewentualnych pasożytów wewnętrznych.
A oprócz preparatów?
Trzeba obserwować swoje zwierzę, zwłaszcza po spacerach. Po każdym wyjściu, szczególnie do lasu, warto sprawdzić, czy nie wrócili z nami pasażerowie na gapę. Nie zajmuje to wiele czasu, a może zaoszczędzić nam i zwierzęciu wielu dni lub tygodni późniejszego leczenia. Psy z grubą sierścią warto wyczesać po spacerze. Czasem zdarza się tak, że jeśli mamy na przykład psa z gęstszą lub dłuższą sierścią, to kleszcze nie zdążą się wpić w naszego pupila, ale usiądą na jego sierści. Mogą wtedy wraz ze zwierzakiem powędrować do naszego domu i czekać na dogodną okazję do ataku. Jeśli pies lub kot po przyjściu ze spaceru kładzie się na łóżku, kanapie, poduszkach, to warto również poszukać na nich ewentualnych kleszczy. Powinniśmy także pamiętać, że my też możemy być zagrożeni przez kleszcze, ponieważ mogą nas one zarazić tymi samymi chorobami, co naszych pupili.
Podsumowując – warto dbać o profilaktykę.
Tak, i to nie tylko w przypadku psów. Warto pamiętać o kotach, szczególnie tych wychodzących. Coraz częściej pojawiają się również preparaty przeznaczone dla królików. Jeśli właściciel ma ogródek przydomowy lub działkowy, to często wypuszcza królika, by sobie pobiegał po trawie lub wybiegu. Dla królika zagrożeniem są myksomatoza czy pomór (przenoszone przez komary), które prowadzić mogą nawet do śmierci zwierzęcia. Oczywiście, jeśli mamy w domu kilka zwierząt, to dbamy i kontrolujemy stan ich wszystkich. Niejednokrotnie zdarzało się, że pies przebywający w domu został zarażony pchłami od wychodzącego kota. Najważniejsze są obserwacja i stała kontrola zwierząt oraz ich zabezpieczanie.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Martyna Major