Strefa Twojego pupila - nowości i porady dotyczące zwierząt domowych

Tak, gdzie kończy się wzrok, zaczyna się zaufanie

Tak, gdzie kończy się wzrok, zaczyna się zaufanie

Dzięki pracy Fundacji „Labrador Pies Przewodnik” kolejne labradory zyskują szansę, by pełnić tę wyjątkową rolę. Organizacja od lat szkoli psy, które pomagają osobom z dysfunkcją wzroku żyć niezależnie, bezpiecznie i z większą pewnością siebie. To piękna historia o zaufaniu, współpracy i niezwykłej więzi między człowiekiem a psem.

 

Rozmowa z p. Ireną Semmler
Prezes Fundacji „Labrador Pies Przewodnik”

 

Fundacja, którą Pani zarządza łączy w sobie dwa komponenty: pomoc ludziom niepełnosprawnym oraz szkolenie psów asystujących. Skąd wziął się pomysł na tego typu inicjatywę?

Pomysł zrodził się kilkanaście lat temu. Pomysłodawczynią była założycielka Fundacji – Danuta Grzybkowska, która przy okazji pobytu w Holandii miała okazję zaobserwować pracę trenerów szkolących psich przewodników dla szkoły holenderskiej. Bardzo ją ten temat zainteresował. Dano jej możliwość przyglądania się pracy trenerów z psami, uczestniczenia
w zajęciach, umożliwiono odwiedziny w ośrodku, w którym mieściła się szkoła. Ponieważ

Fundacji „Labrador Pies Przewodnik

Foto. archiwum prywatne

w tym samym czasie miała psa rasy labrador, pomyślała, że można coś takiego zrobić
w Polsce. Wówczas w naszym kraju nie było wielu miejsc, gdzie szkolono tego typu psy. Istniała prywatna szkoła komercyjna w Mławie, która współpracowała z Polskim Związkiem Niewidomych. PZN kupował od tej szkoły wyszkolone psy i przekazywał je osobom niewidomym. Jednak poziom wyszkolenia tych zwierzaków, a także dobór psów do szkolenia był bardzo przypadkowy. Żeby o tym opowiedzieć, musimy cofnąć się do historii psa przewodnika w Polsce. Dawniej wyglądało to tak, że psami przewodnikami zostawały zwierzęta, które zostały zdyskwalifikowane do pracy w policji. Jeśli Szkoła Policyjna
w Słukowicach odrzucała wyszkolonego psa jako niezdatnego do pracy, był on przekazywany do pracy z osobami niewidomymi. To były głównie owczarki niemieckie, które często były agresywne, nie były kastrowane. Szkoła z Mławy była kontynuacją tej szkoły policyjnej i to niestety nie za bardzo się sprawdzało. Później miejsce szkoły w Mławie zajęła szkoła z Piły, która już stosowała troszeczkę lepsze metody i nadal współpracowała z PZN. Ale ciągle nie były to nowoczesne metody szkoleniowe, to nie był model szkoły psów przewodników, jaki funkcjonował w krajach Europy Zachodniej, w Australii, czy też w Stanach Zjednoczonych. Skąd wziął się pomysł, żeby spróbować zorganizować szkołę, chociażby zbliżoną do wzorców zachodnich w Polsce. Oczywiście nie było możliwości stworzyć jej całkowicie zgodnie
z tamtymi zasadami, z budynkami, kenelami, raczej skupiłyśmy się na tym, żeby przejąć wzorzec i model szkolenia. Pani Grzybkowska i ja poznałyśmy się przy okazji członkostwa
w Polskim Związku Kynologicznym. Ja w tym czasie również miałam labradory i obydwie uczęszczałyśmy na szkolenie organizowane przez Związek Kynologiczny w Poznaniu. Tam zrodził się pomysł, żeby spróbować taką szkołę zorganizować. Danuta miała ideę i wiedzę. Ja jestem prawnikiem, więc moja wiedza była przydatna do tego, żeby fundację założyć. Tak to się zaczęło.

Jak wyglądały początki Fundacji?

Początki prawnej historii Fundacji sięgają roku 2003, bo w tym czasie została zarejestrowana
i rozpoczęła swoją działalność. Zaczęliśmy od wdrażania nowoczesnych metod, m.in. modelu rodziny zastępczej dla psów. Taki sposób był już bardzo popularny w Stanach Zjednoczonych, Australii, czy też w Europie Zachodniej, a zupełnie nieznany w Polsce. Można powiedzieć, że zapoczątkowaliśmy jako fundacja ten powszechny w tej chwili model wolontariatu, czyli wolontariat rodzin zastępczych. Osoby przyjmowały na dwanaście miesięcy szczeniaka do swojego domu, poświęcały mu swój czas i wspólnie (pod opieką instruktorów Fundacji) przygotowywały go do przyszłej roli przewodnika. Oczywiście wolontariusze nie szkolili
i nadal nie szkolą psów. Oni mają zadanie nie mniej ważne i nie mniej odpowiedzialne, czyli socjalizację. Tak naprawdę bez pracy wolontariuszy nie byłoby naszej Fundacji. Zaczynaliśmy od psów przewodników. W roku 2019 pojawił się natomiast pomysł, żeby zacząć szkolić też inny rodzaj psów.

 

Co to za pomysł?

Wywodził się on z kontaktów, jakie mieliśmy jako jedyna w Polsce szkoła psów przewodników, przynależąca do Światowej Federacji Szkół Psów Przewodników, czyli IGDF. Na jednej
z konferencji mieliśmy okazję zobaczyć film szkoły holenderskiej i australijskiej o tym, w jaki sposób przygotowuje się psy dla osób z zespołem stresu pourazowego. Byli to konkretnie weterani, którym psy pomagały przezwyciężać lęki związane ze służbą wojskową. Ponieważ tutaj w Polsce trudno było dotrzeć do wojska, więc skoncentrowaliśmy się na szkoleniu psów dla osób cywilnych, które zmagają się z zespołem stresu pourazowego. To jest zaburzenie psychiczne wywołane traumą, która może być bądź następstwem nagłego zdarzenia, bądź też wynikiem długotrwale trwającej przemocy fizycznej, psychicznej, czy też innej.

 

Czy prowadzą Państwo ewidencję, ilu osobom pomogła już Fundacja?

Oczywiście, ponieważ nasze psy są certyfikowane, doskonale orientujemy się, ile tych psów wyszkoliliśmy. Na chwilę obecną możemy się pochwalić 96-oma psami przewodnikami i 11-oma psami asystującymi, sygnalizującymi atak paniki. Do tego jeszcze trzeba dodać wsparcie dla niewidomej osoby z Ukrainy, której też pomogliśmy w szkoleniu psa. Oczywiście nie wszystkie psy pracują. Pierwszy pies opuścił naszą szkołę w 2005 roku, więc jest to oczywiście rzeczą naturalną, że spora część z nich już nie żyje. Aktualnie mamy pracujących 52 zespoły psów przewodników i 11 zespołów psów asystujących, sygnalizujących.

Prowadzimy dokładną ewidencję, ponieważ my nie tylko szkolimy i nieodpłatnie przekazujemy te psy (To jest też bardzo ważny element międzynarodowej struktury, która mówi o tym, że psy są przekazywane za darmo). Szkoła jest zobowiązana zapewnić tym ludziom opiekę i wsparcie na miarę swoich możliwości. Jako fundacja korzystamy ze współpracy z PFRON-em, ze środków, które mamy dzięki projektom PFRON-owskim, oferujemy naszym beneficjentom pomoc w postaci dofinansowania kosztów utrzymania tych psów. Mamy z nimi bezpośredni kontakt, wiemy, czym karmią psy. I mamy też ścisłą ewidencję osób, które mają nasze psy.

 

Pracują Państwo z psami rasy labrador. Dlaczego akurat ta rasa?

Labradory to psy bardzo rodzinne i chętne do współpracy, chociaż tak naprawdę jest to myśliwska rasa. Pies ten ma genetycznie zakodowaną chęć współpracy z człowiekiem
i łagodność w charakterze. Poza tym jest jeszcze jeden inny, bardzo ważny aspekt, a mianowicie łatwość przyzwyczajania się do nowych osób. W procesie szkolenia, który trwa prawie dwa lata, kilkukrotnie następuje zmiana opiekuna. Psy ras, które bardzo mocno przywiązują się do swojego opiekuna, czyli np. owczarki lub pudle, pomimo iż są świetne w tej pracy, mają trudności w nawiązywaniu relacji z nowymi osobami. Przez to szkolenie staje się trudniejsze. W przypadku labradorów jest to stosunkowo proste. Oczywiście nie twierdzimy, że labrador nie tęskni za wcześniejszym opiekunem, ale on bardzo łatwo przyzwyczaja się do nowej rodziny, do nowego domu. Często bywa też tak, że w ciągu tego roku, gdy pies mieszka
z rodziną wolontariuszy, na jakieś krótsze okresy trafia do tzw. wolontariusza weekendowego, czyli osoby, która jest wsparciem dla rodziny zastępczej. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że wyjeżdżając np. na wakacje za granicę, lecąc samolotem, nie możemy takiego psa z sobą zabrać. Nie dlatego, że on nie może lecieć samolotem, ale dlatego, że zabieranie psa np. na wakacje do Grecji, gdzie jest 40 stopni, jest złym pomysłem. Właśnie na ten czas, kiedy główny opiekun nie może zajmować się psem, trafia on do tzw. wolontariusza weekendowego, który zapewnia opiekę na czas, jaki potrzeba. I to jest, jak sama nazwa wskazuje, często tylko weekend, a czasem tydzień albo nawet dłużej. Te zmiany w ciągu roku odbywają się najczęściej kilka razy. Oczywiście nie zawsze jest to ten sam wolontariusz weekendowy, bo mamy sporą grupę wolontariuszy – około 30 osób. Są tacy, którzy są bardziej aktywni i tacy, którzy są mniej aktywni. Ale można powiedzieć, że psy wędrują po naszych wolontariuszach przez cały czas swojego pobytu. Po zakończeniu pobytu w rodzinie wolontariuszy psy trafiają do instruktora, czyli mamy kolejną zmianę opiekuna. Oczywiście po ukończeniu szkolenia psy zamieszkują
z osobą niewidomą. To już jest kolejna zmiana. Podsumowując, nawet pomijając tych wolontariuszy weekendowych, to są minimum dwie zmiany opiekunów w trakcie całego procesu szkolenia. Labradory, dzięki swoim przymiotom, znoszą te zmiany bardzo dobrze
i szybko adaptują się do nowych warunków. Cechują się również wrodzoną łagodnością, ogromnym zapałem do pracy i inteligencją, co sprawia, że są to idealne psy do pracy
w charakterze psa asystującego.

 

W jaki sposób rekrutują Państwo psy do Fundacji?

pies Fundacji „Labrador Pies Przewodnik”

Foto. archiwum prywatne

Jest kilka hodowli, z którymi współpracujemy. Są to zarówno duże, jak i małe hodowle. Dążymy, żeby mieć własną hodowlę, ale na razie nie jest to możliwe. Hodowle, z którymi współpracujemy są zlokalizowane w pobliżu siedziby naszej Fundacji, ale też np. w okolicach Torunia czy Trójmiasta. Nieustannie kontrolujemy hodowle, które z nami współpracują, przeprowadzamy w nich audyty. Audyt polega na tym, że sprawdzamy warunki panujące
w hodowli, określamy jej charakter oraz jakie rasy psów w niej przebywają. Zbieramy informacje na temat zdrowia rodziców, badania genetyczne plus informacje z rodowodów, bo nasze psy są sami rasowymi w rozumieniu przepisów ZKwP. Po takim audycie, jeżeli wszystko nam odpowiada, decydujemy się na przeprowadzenie testów. Jeżeli wypadną one pomyślnie, to dokonujemy zakupu szczeniaka.

Szczenięta wybieramy poprzez testy, które przeprowadzamy w wieku siedmiu tygodni. Istotne są również kwestie zdrowotne, które w przypadku labradorów mają duże znaczenie, biorąc pod uwagę predyspozycje do niektórych chorób. Po testach psiaki trafiają do rodzin zastępczych, następnie przechodzą test oglądowy w wieku ok. sześciu miesięcy. Sprawdzamy, w jaki sposób przebiega ich rozwój, jak się zachowują w określonych sytuacjach. W wieku ok. jednego roku, kiedy pies już jest przebadany i wykastrowany, podejmujemy ostateczną decyzję o jego dalszej przyszłości.

 

Jak wygląda pobyt psiaków u rodziny zastępczej?

Pobyt w rodzinie zastępczej to jest praktycznie taki sam dla wszystkich psów – bez względu na ich późniejsze szkolenie. Tak samo uczestniczą w tych treningach, tak samo są socjalizowane. Tutaj nie ma żadnych wielkich różnic. Instruktorzy obserwują je przez prawie 12 miesięcy i po tym ostatnim rocznym teście decydują o charakterze pracy, jaki będą miały w przyszłości wykonywać.

 

Proszę opowiedzieć o procesie szkolenia psów.

Psy są kierowane na jeden z dwóch rodzajów szkoleń: jako przewodnicy osób niewidomych lub jako psy asystujące dla osób z zespołem stresu pourazowego. Szkolenia różnią się zasadniczo. Szkolenie psa przewodnika jest prowadzone według określonego wzorca. Istnieje katalog umiejętności, które każdy pies musi znać, musi umieć wykonać i to jest potwierdzane egzaminem. Oczywiście psy przechodzą również trening posłuszeństwa.

W przypadku psa asystującego sprawa wygląda nieco inaczej. To jest pies, który oczywiście również przechodzi szkolenie z zakresu posłuszeństwa, ale jego umiejętności są dostosowywane do potrzeb konkretnej osoby. Najpierw spotykamy się z osobą, która złożyła aplikację i dostosowujemy umiejętności i sposób treningu psa do tego konkretnego człowieka, jego potrzeb i problemów, z jakimi się boryka. Te potrzeby są naprawdę różne. To może być wybudzanie z koszmarów nocnych, zapalanie światła, sprawdzanie przed wejściem
pomieszczenia. To może być tak zwany głęboki nacisk, kiedy pies w czasie ataku paniki kładzie się na swoim opiekunie i po prostu przyciska go swoim ciałem. Często tego typu traumy dotyczą osób, które odczuwają lęk przed obecnością innych ludzi i nie chcą, żeby inni zbyt blisko do nich podchodzili, szczególnie od tyłu. W takiej sytuacji pies przybiera taką pozycję w stosunku do swojego opiekuna, że uniemożliwia zbliżenie się komuś obcemu do niego na zbyt bliską odległość. Wszystko w tym przypadku zależy od tego, jakie są oczekiwania naszego kandydata.

Tutaj dodam jeszcze, że tak, jak szczegółowo sprawdzamy hodowlę i psy, z których kupujemy szczenięta, tak samo szczegółowo sprawdzamy wszystkie osoby, które u nas o psa się ubiegają. Dotyczy to zarówno osób niewidomych, jak i osób z zaburzeniami lękowymi. Oczywiście my te psy też dobieramy do konkretnej osoby pod względem tempa chodzenia, wzrostu, stylu życia. Niekiedy są to również sprawy związane są z kolorem, bo są osoby, które mają zaburzenia wzroku powodujące, że lepiej widzą ciemne lub jasne kolory. Wtedy staramy się dobrać psa właśnie według potrzeb, ale tak naprawdę jest standard, który określa co pies, przewodnik powinien umieć.

 

Czy psy przechodzą egzamin przed rozpoczęciem pracy z osobą niewidomą?

Szkolenie psa kończy się egzaminem. Egzamin zdaje nie osoba niewidoma, ale trener, który psa szkolił. Egzamin trwa ok półtorej godziny i składa się z kilku części. Pierwsza część to jest tak zwane przejście po stałej trasie. Trener psa chodzi z zasłoniętymi oczyma. Przejście następuje po znanej psu trasie. Druga część to egzamin po trasie nieznanej. Tutaj decyzję
o zachowaniu psa podejmuje egzaminator, podając odpowiednio wcześniej informację zdającemu egzamin, na przykład na zasadzie: wydaj komendę „pokaż drzwi”, czy „za 20 metrów będziesz skręcał w lewo, podaj odpowiednią komendę”. Pies musi prowadzić tak, jak mówi trener. To już nie jest chodzenie „na pamięć”, tylko zupełnie coś nowego. No i trzecia część to jest posłuszeństwo. Egzamin psa asystującego to jest część związana
z posłuszeństwem, a poza tym zachowanie się w przestrzeni publicznej, czyli jazda tramwajem, wejście do sklepu, na przykład wejście do kawiarni. Egzaminowana jest również reakcja na określone zachowania człowieka. Oczywiście to są zachowania symulowane przez instruktora, ale zgodnie z żądaniami osoby, dla której pies jest przygotowywany.

 

Co dzieje się po egzaminie?

Po zdanym egzaminie następuje dopasowanie psa do człowieka. Mamy grupę ludzi, którzy przeszli sprawdzenie, zostali zakwalifikowani i grupę wyszkolonych psów. Następuje etap porównywania tych grup: cech, charakterów, potrzeb, oczekiwań, tempa poruszania się, a także oczywiście warunki fizyczne i jednej i drugiej strony. W ten sposób tworzymy parę. Kolejno rozpoczyna się proces przekazania, który trwa tutaj u nas w Poznaniu prawie dwa tygodnie.
W tym czasie człowiek uczy się „obsługi” psa. Otrzymuje wiedzę teoretyczną i praktyczną. Na początku są to takie proste przejścia, bezstresowe, tak żeby się nauczył tego psa czuć, pracować z nim. W miarę upływu czasu wprowadza się coraz więcej elementów utrudnienia, wychodzimy na teren miasta: do galerii, na dworzec kolejowy, wchodzimy do środków komunikacji miejskiej. Następnie opiekun i pies jadą do miejsca zamieszkania. Tam ćwiczą przez trzy dni, jedną lub dwie stałe trasy, po których początkowo ta osoba będzie się poruszała. Chodzi o to, żeby dać czas na zgranie się, na poznanie psa. Musi być czas na zbudowanie zaufania
i wzajemnej więzi. Zanim instruktor wyjedzie po zakończonym procesie przekazania, dokonuje oceny pracy tego zespołu. I jeżeli wszystko jest ok, jeżeli wszystko działa tak jak trzeba, podpisywana jest umowa przekazania psa przewodnika. Podpisywany jest protokół przekazania psa, bo poza psem osoba niewidoma otrzymuje wyposażenie dla psa. Oczywiście dostaje też certyfikat, który jest jednym z dwóch najważniejszych elementów wyróżniających psa asystującego od innych zwykłych psów. Certyfikat jest dokumentem imiennym. Certyfikat jest dla zespołu, bo konkretny pies pomaga konkretnej osobie. To jest obowiązkowa rzecz, którą każda osoba pracująca z psem asystującym powinna zawsze mieć przy sobie i okazać na żądanie. Drugi ważny element to wyposażenie psa. W przypadku psa przewodnika to są szelki i pałąk, na których jest napis „pies asystujący”, „nie przeszkadzaj, pracuję”. W przypadku psa asystującego to są najczęściej szelki z doczepionym do nich napisem „pies asystujący”. Często są tam też oznakowania takie żółte, czyli przekreślona ręka z napisem „Don’t touch” albo „nie przeszkadzaj”.

 

Co dzieje się z psem towarzyszącym, gdy zakończy swoją pracę, np. ze względu na podeszły wiek? Gdzie psiaki spędzają swoją „emeryturę”?

Zgodnie ze standardem pies pracuje do ósmego roku życia. Jednakże większość jest w świetnej kondycji jeszcze w tym wieku. W związku z tym po uzyskaniu opinii lekarskiej, po sprawdzeniu umiejętności psa przez instruktora, wyrażamy zgodę na dalszą pracę. To przedłużenie następuje na pełny rok kalendarzowy lub na taki okres. Takie przedłużenia teoretycznie mogą być dwa. Psy tak naprawdę kończą pracę mniej więcej w roku, w którym ukończyły jedenasty rok życia. Potem następuje zasłużona emerytura, która może przybrać kilka postaci.

Pies może zostać u osoby niewidomej, z którą przebywał do tej pory w zamian za zapewnienie mu całkowitej opieki, w tym opieki weterynaryjnej i wyżywienia. Jeśli nie ma takiej możliwości, praktykuje się, że ktoś z rodziny osoby niewidomej przejmuje psa, zapewniając mu taką spokojną, godziwą starość na kanapie. Jeżeli osoba niewidoma nie ma możliwości zatrzymać psa, może zwrócić się do nas z prośbą o pomoc w znalezieniu domu adopcyjnego.  Czasami dotychczasowi opiekunowie to osoby samotne, dla których utrzymanie dwóch psów jest zbyt dużym problemem. W takim przypadku opiekun zwraca się do Fundacji z prośbą
o pomoc w znalezieniu rodziny adopcyjnej. Jest to rozwiązanie zgodne ze standardami, ale powiem szczerze, że przez wszystkie lata naszej działalności nie mieliśmy ani jednego takiego przypadku. Wszystkie nasze pieski w pozostają na emeryturach w swoich domach,
a w niektórych przypadkach to dosłownie na palcach jednej ręki można policzyć sytuacje,
w której pies trafił do rodziny czy też do bliskich sąsiadów.

Jeśli dochodzi do adopcji psa, to zawsze sprawdzamy warunki, w jakich pies będzie mieszkał
i podpisujemy umowę adopcyjną. Przenosimy wówczas własność na tę rodzinę adopcyjną, bo należy tu wspomnieć, że my psy przekazujemy za darmo, ale na zasadzie użyczenia. Te psy przez cały czas pozostają naszą własnością, co pozwala nam sprawować pełen nadzór i kontrolę nad tym, co się z nimi dzieje. Tak jak wspomniałam, mamy projekt na utrzymanie psów, więc mamy podgląd na to, czym są psy karmione, w jaki sposób są zaopiekowane, jak często bywają u weterynarza, z jakimi problemami zdrowotnymi się zmagają i to wszystko do nas trafia.

 

Czy zdarzyły się państwu sytuacje, że pomimo całego procesu dopasowywania, coś nie wyszło i trzeba było rozpocząć nowy proces wyszukiwania?

Foto. archiwum prywatne

Bardzo rzadko, ale czasem się zdarza. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Te sytuacje są najczęściej wynikiem wygórowanych oczekiwań i braku świadomości samej osoby niewidomej, której wydaje się, że pies rozwiąże wszystkie jej problemy. Niestety, poziom wiedzy osób niewidomych na temat tego, w jaki sposób pies pomaga, jest ciągle jeszcze bardzo niski. Bardzo wielu osobom wydaje się, że jeśli do tej pory przebywały tylko w domu, to kiedy dostaną psa, to rozwiną skrzydła i będą mogły sobie już wszędzie biegać. Nie zawsze to tak wygląda. Bardzo wielu naszych beneficjentów mówi, że zdarzało się, szczególnie na początku pracy z psem, że byli już bardzo zrezygnowani i chcieli tego psa oddać. My mamy świadomość, że ilość informacji, która dociera do tych ludzi w bardzo krótkim czasie jest ogromna. Mają wypisane komendy, mogą się ich nauczyć, mają dostęp do różnych materiałów, ale i tak połowę z tego gdzieś z głowy uleci. Warto pamiętać, że ludzie nie są pozostawieni sami sobie. Oni są pod opieką naszych instruktorów. W każdej chwili mogą zadzwonić, poprosić o poradę. Jeżeli instruktor nie odbierze telefonu, na pewno oddzwoni.

 

Jak powinniśmy się zachować, które spotkamy osobę niewidomą z psem przewodnikiem?

Przede wszystkim nie przeszkadzać: nie witać się z psem, nie cmokać, nie próbować pogłaskać.

Jeżeli chce się wyrazić uznanie, można powiedzieć to osobie niewidomej. Ważne, by nie próbować dokarmiać, bo takie numery też ludzie robią, myśląc, że osoba niewidoma nie „zobaczy” tego. To jest prawda – osoba niewidoma nie zobaczy, ale poczuje, bo pies się poruszy. Jeśli pies się poruszy, to poruszy się uprząż. Niewidomy poczuje, że coś się dzieje
z psem. Nie rozpraszamy psa, pamiętamy, że on odpowiada za bezpieczeństwo tej osoby. Nie wolno nam podchodzić z własnym pieskiem, żeby się przywitały. Jeżeli idziemy z psem, bierzemy go na smycz, odchodzimy dalej, nie dekoncentrujemy psa pracującego. Jeżeli chcemy pomóc osobie, która ma psa, przede wszystkim pytamy, czy pomóc. Jeżeli wyrazi chęć uzyskania pomocy, wówczas pytamy, w jaki sposób można pomóc, ale nie narzucamy się
z tym. Możemy okazać pomoc, np. informując, jaki numer pojazdu nadjeżdża, To są takie bardzo proste rzeczy. Przede wszystkim nie boimy się, nie uciekamy, nie przeszkadzamy. Pamiętamy o tym, że pies jest cały czas w pracy i zapewnia bezpieczeństwo. Dopóki ma uprząż, to jest w pracy.

 

Proszę opowiedzieć o ciekawej inicjatywie tzw. funduszu emerytalnego dla psów.

Osoby niewidome czy niedowidzące to zazwyczaj nie jest grupa bardzo zamożnych ludzi. Oni są aktywni, mają pracę, ale ich status finansowy często bywa dosyć różny. Jeśli nagle zostają
z psem, który ma jedenaście lat, to może to prowadzić ich do problemów finansowych. Koszty leczenia zna każdy, kto ma psa. Dlatego też kilka lat temu utworzyliśmy fundusz zdrowotny dla psów przewodników. Nasze pracujące psy mają wsparcie z projektów PFRON-owskich,
w związku z czym uznaliśmy, że im pomoc materialna jest niepotrzebna. Za to może bardzo przydać się psim emerytom, bo one niestety emerytury, choćby takiej minimalnej, nie dostają.

Tak powstał fundusz emerytalny. Nie mamy tam jeszcze zbyt wiele pieniędzy, bo jest uzbierane chyba 6 tysięcy złotych. Ale mamy taki plan, że każdego roku z 1% musimy przekazać nie mniej niż 1000 zł na ten fundusz. Jakieś drobne wpłaty od czasu do czasu też się zdarzają.

Chcemy bardziej nagłośnić tę ideę funduszu emerytalnego, tak żeby w trudnych przypadkach móc też wesprzeć te emerytowane psy. Oczywiście chodzi tu o sytuacje, gdy zostają one na emeryturze u osoby niewidomej. Jeśli trafią do adopcji, wówczas opiekun, który przejmuje opiekę nad tym psem, już będzie zobligowany, żeby te koszty ponosić. Psy policyjne
i strażackie mają swoje emerytury. Nasze psy niestety emerytury od państwa nie dostają.
A praktyka międzynarodowa, standardy międzynarodowe idą w tę stronę, żeby właśnie starać się pomagać jak najdłużej.

 

Jak można wspomóc działania Fundacji?

Pierwszą możliwością, niestety dość ograniczoną terytorialnie, jest wolontariat, czyli przyjęcie psa pod opiekę na 12 miesięcy. Ale na ten moment nasi wolontariusze muszą mieszkać
w okolicach Poznania. Im to będzie ściślejsze centrum, bardziej ruchliwe miejsce, tym lepiej. Jeśli osoby pochodzą spoza miasta, to muszą zadeklarować, że będą jak najczęściej odwiedzały miasto razem z psem, będą z nim trenowały, jeździły tramwajami, komunikacją itd. Inny rodzaj wsparcia to oczywiście pomoc finansowa. Tu też mamy kilka możliwości. Jesteśmy organizacją pożytku publicznego, więc może to być 1,5% podatku. Może to być darowizna pieniężna. Można również zakupić w naszym sklepiku internetowym rzeczy, które tam oferujemy. Największą popularnością cieszy się kalendarz poświęcony rasie labrador retriever, którego wydaliśmy już dwadzieścia cztery edycje. Do kalendarza trafiają zdjęcia przesyłane nam nieodpłatnie przez naszych sympatyków. Ciekawe jest to, że w tym naszym sklepiku miewamy także rzeczy, które są wytworem pracy rąk innych osób niepełnosprawnych. Przyjęliśmy zasadę, że pozyskując środki na naszą działalność wspieramy osoby z innymi rodzajami niepełnosprawności. Mamy nawiązaną współpracę z kilkoma warsztatami terapii zajęciowej, gdzie są wytwarzane wyroby ceramiczne czy też naturalne mydełka glicerynowe z sylwetką labradora. To jest taki przewodni motyw. Organizacja zajmująca się pomocą bezdomnym szyła dla nas fartuchy kuchenne, oczywiście z sylwetką labradora na kieszonce. Mamy misję, by pomagając i zbierając pieniądze na naszą działalność, pomagać również innym organizacjom znajdującym się w podobnej sytuacji. Oczywiście wszystkie środki, jakie zgromadzimy, czy to z darowizn, czy też ze sklepiku przeznaczamy na działalność statutową. Zajmujemy się ponadto działalnością edukacyjną. Prowadzimy różnego rodzaju szkolenia dotyczące dostępności przestrzeni publicznej z psem asystującym, czy też zajęcia edukacyjne w szkołach dla dzieci.

 

Bardzo podoba mi się działalność edukacyjna, którą Państwo prowadzą, bo edukacja wśród dzieci i młodzieży zawsze jest ważna.

Przy okazji tej działalności edukacyjnej warto wspomnieć, że dwa lata temu wydaliśmy niewielką książeczkę o piesku rasy labrador o imieniu Lulu, który został psem przewodnikiem. Historia zaczyna się spotkaniem rodziny z osobą niewidomą, opowieścią o tym, jak psy pomagają, a następnie rodzina przyjmuje na wychowanie labradorkę Lulu, która zostaje potem psem przewodnikiem. To jest taka książeczka edukacyjna dla dzieci mniej więcej do ósmego roku życia. Poza tekstem są też kolorowanki i łamigłówki. W tej chwili jesteśmy na końcowym etapie przygotowania drugiej części przygód Lulu, która aktualnie jest psem przewodnikiem
i pracuje z niewidomą nauczycielką. Lulu podróżuje po Wielkopolsce, ponieważ jednym ze sponsorów tej książeczki są Koleje Wielkopolskie. Dlatego opowiadamy tam o podróżowaniu Kolejami Wielkopolskimi. Myślę, że warto też, jeśli chodzi o działalność edukacyjną, wspomnieć o naszej współpracy nie tylko z Kolejami Wielkopolskimi, ale również z MPK oraz dealerem Toyoty w Poznaniu. Koleje Wielkopolskie, poza inicjatywą z książeczką, pomagają nam zawsze, gdy potrzebujemy odbyć trening na dworcu. Pracownicy podstawiają nam specjalny skład gdzieś na bocznym torze, albo też dostaniemy informacje o pociągach, które stoją dłużej niż 10 minut i w których możemy swobodnie poćwiczyć. Wtedy załoga jest uprzedzona, żeby tam będziemy. To jest też naprawdę bardzo cenna możliwość i jesteśmy kolejom za to ogromnie wdzięczni. Dzięki współpracy z MPK mamy możliwość treningu na zajezdni tramwajowej, co też jest bezcenne, bo tramwaj stoi sobie spokojnie, a my chodzimy po nim tak jak nam się podoba, wsiadamy, wysiadamy, możemy wejść w kanały, które są pod tramwajami. Podobnie jest z samochodem, którego użyczyła nam firma Toyota. Jest to piękny, duży siedmioosobowy samochód z profesjonalną zabudową do przewozu psów. Na taki pojazd nie byłoby nas stać jako fundacji, a dzięki współpracy z Toyotą, możemy lepiej realizować zadania. To są naprawdę takie wspaniałe inicjatywy, za które jesteśmy bardzo wdzięczni
i o których przy każdej możliwej okazji mówimy i piszemy też na naszych profilach społecznościowych.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę.

 

 

Artykuł z magazynu PUPIL numer 3(39)/2025