Adoptując lub kupując kota domowego bardzo często myślimy o nim jak o pupilu, przyjacielu, członku rodziny, kochanym zwierzaku. Człowiek potrafi szybko przywiązać się, nawiązać ze zwierzęciem bliską relację. Sielankowość codzienności skłania wtedy do pomyślenia o powiększeniu kociej gromadki, bo skoro z jednym kotem tak dobrze nam się żyje, to czemu nie wziąć drugiego? Bo kiedy wychodzimy do pracy, to już obecny w naszym domu kot zyskałby towarzystwo. Bo zapobieglibyśmy nudzie. Bo wybawiłyby się wreszcie porządnie – miałyby siebie! Tak przynajmniej najczęściej brzmią argumenty za tzw. dokoceniem. Niestety rzadziej myśli się o argumentach przeciw, a to pierwsza rzecz, jaką powinniśmy zrobić. Posiadanie większej ilości kotów wcale nie jest tak proste, jak się wydaje.
Tekst opracowała: Agata Bladowska-Długokęcka,
kocia behawiorystka, absolwentka uniwersytetu SWPS,
autorka bloga: kotwarszawski.pl,
fb.com/KotWarszawski
Lista za i przeciw
Bardzo zalecam zrobić sobie listę, ale taką na poważnie – bez żartów w stylu uzupełnienia po brzegi tabeli z miejscem na argumenty „za” i wymownym spojrzeniem na domowników po napisaniu tylko dwóch słów w rubryce „przeciw”. Koty to żywe istoty, które czują i mają swoje potrzeby. Sprawa wymaga rozsądnego podejścia i spokojnej analizy. Bardzo chciałabym, żeby dokocenie nie odbywało się pod wpływem impulsu. Takim nieprzemyślanym działaniem rzucamy sobie samym kłody pod nogi już na starcie przygody z nowym kotem.
Lista argumentów jest ważna. Może ona uchronić nas przed podjęciem złej decyzji na przykład z powodu słabej pory na dokocenie. Jeśli ktoś często wyjeżdża nie jest to dobry moment. Jeśli akurat się przeprowadzamy/budujemy/remontujemy – to też nie jest najlepsza chwila. Kiedy ktoś ciężko choruje albo idzie do szpitala, bo zaraz będzie rodził – nie dokładajmy stresu sobie i nowemu kotu. Jeśli w naszym życiu mają zaraz zajść ogólnie istotne zmiany – zajmijmy się nimi, a o kolejnym zwierzęciu pomyślmy później.
Bywa w życiu również tak, że kolejnego kota pragnie mieć pod dachem tylko jedna osoba, a na przykład jej partner czy partnerka wyraźnie nie ma na to ochoty. To też nie wróży niczego dobrego i powoduje później nerwową atmosferę oraz kłótnie wtedy, kiedy powinno się skupić na relacji zwierząt… Właśnie dlatego powinniśmy rozmawiać ze sobą, słuchać uważnie nawzajem swoich obaw. Należy wyrazić swoje zdanie i nie ulegać, jeśli naprawdę nie mamy na coś ochoty. Szanować tych, z którymi dzielimy jedno gospodarstwo domowe.
Warunki środowiskowe mają ogromne znaczenie
Z mojej praktyki zawodowej wynika, że niewiele osób zdaje sobie sprawę z istnienia pewnych limitów. Mnóstwo kotów w jednej, ciasnej kawalerce to widok wręcz przygnębiający. Zapominamy o ważnym fakcie – koty są stworzeniami terytorialnymi. To jedna z ich głównych cech gatunkowych, która nigdy nie ulegnie zmianie. Jeśli więc przez długi okres mamy spore skupisko kotów w jednym pomieszczeniu, to nie skończy się to dobrze. Prędzej czy później powstaną konflikty, nastąpi walka o zasoby, blokowanie ich sobie. Z czasem może dojść do stresu chronicznego. Od niego dość krótka droga prowadzi do chorób wyniszczających organizm.
Co jeszcze może być przeszkodą w kontekście samego domu? Na przykład posiadanie niewielu par drzwi. Nawet na dużym metrażu drzwi są kluczowym elementem przy procesie zapoznawania ze sobą kotów. Prawidłowo powinno się bowiem najpierw w pełni odizolować nowego kota od tego, który już mieszka w danym miejscu. Przygotowujemy dla niego osobny pokój z kuwetą i żwirkiem, miskami, drapakiem, zabawkami, legowiskami – i zamykamy go w nim na początku przez minimum siedem dni ze względu na ryzyko przenoszenia chorób (obowiązkowa izolacja medyczna). Dopiero potem można bardzo stopniowo zacząć zapoznawać go z drugim osobnikiem. Najpierw jedynie poprzez wymianę zapachów, później przez małą szparę w drzwiach, jeszcze dalej przez większą szparę lub ewentualnie przez wstawioną we framugę kratkę, dzięki której zapobiegniemy atakom. Jak widać, drzwi są tu bardzo potrzebne. W zasadzie zapoznawanie kotów bez nich jest bardzo trudne i z mojego punktu widzenia stresujące, przynoszące więcej niekorzyści od korzyści.
Każdy kolejny kot równa się też potrzebie zwiększenia ilości kocich zasobów. Tyczy się to misek, zabawek, ale i drapaków czy półek na wysokości, na które trzeba mieć miejsce. Drapanie jest niezwykle ważną potrzebą w kocim życiu. Musi być ona zaspokojona przez każdego kota w danym domu. Jeśli nie będzie, zwierzę stanie się nieszczęśliwe, a nawet może zacząć wykazywać problemy behawioralne (od drapania mebli po agresję względem innych zwierząt, jak również ludzkich domowników). Taka sytuacja zdarza się niestety wielokrotnie – przy czym opiekunowie nie zawsze faktycznie nie posiadają miejsca na kocie zasoby. Dość często po prostu nie chcą widzieć tego miejsca. Uparcie nie wzbogacają środowiska nawet pojedynczego zwierzaka w swoim domu z wielu przyczyn – co może w końcu doprowadzić do pogorszenia relacji… i oby tylko do tego, ponieważ zaniedbanie tej kwestii może wywołać apatię, brak apetytu, brak chęci do eksploracji, do zabawy… generalnie do życia.
Proces zapoznawania kotów jest lekceważony zbyt często
Bez odpowiedniego przygotowania się możemy nie podołać tematowi – i chodzi zarówno o przygotowanie domu pod kolejne zwierzę, jak i przygotowanie się psychiczne całej rodziny. Proces zapoznawania dwóch kotów wymaga czasu, wytrwałości, nieraz poświęceń. Zbyt często spotykam się z przekonaniem typu: „a, jakoś tam się dogadają”. Otóż nie, dwa koty nigdy nie porozumieją się łatwo, zwłaszcza kiedy są wrzucone do jednego pokoju. Takie działanie funduje im ogrom stresu i frustracji. Może dojść do ostrego starcia niemal na samym początku, co już na wstępie bardzo zaważy na tym, czy dokocenie w ogóle się uda.
Skuteczność jest tym większa, im bardziej przestrzegamy zasad prawidłowego zapoznawania kotów ze sobą. Powstają całe poradniki na ten temat – nie bez powodu! To proces, który powinien trwać przynajmniej miesiąc i nie należy go skracać czy modyfikować bez rozsądnych argumentów. O wiele lepiej jeśli zapoznawanie będzie trwało dłużej niż krócej. Z behawioralnego punktu widzenia dostrzegam w zasadzie chyba tylko jeden powód, dla którego można lekko skrócić etapy. Jest nim bardzo młody wiek. Jeśli bowiem zapoznajemy ze sobą małe, kilkumiesięczne kociaki, które jeszcze się socjalizują i uczą różnych zachowań, to może okazać się, że dla ich własnego dobra lepiej połączyć je ze sobą wcześniej – i oczywiście dalej ich pilnować, ale na wspólnym terytorium. W innych przypadkach zalecam konsultowanie z behawiorystą opcji przyspieszania czegokolwiek. Często (a nawet przeważnie) jest tak, że tylko pozornie wszystko jest w porządku. Tylko na pierwszy rzut oka koty ze sobą nie walczą, bo opiekun nie zauważa różnych sygnałów. Ma do tego prawo nie posiadając behawioralnej wiedzy, jednak relacja kotów może ucierpieć, jeśli człowiek nagle stwierdzi, że przestanie stosować się do zasad i wypuści koty do siebie bez uprzedzenia. W takiej sytuacji, nawet jeśli od razu nie dojdzie do „łapoczynów”, gonitw i poważnych starć, to prędzej czy później pojawią się problemy. Tak to już jest i tak wynika ponownie z praktyki nie tylko mojej, ale i innych behawiorystów.
Stosowanie kar do niczego nie prowadzi
Poważnie zaburzymy kocią relację, jeśli będziemy stosować kary czy krzyczeć na któregoś kota w obecności tego drugiego. Oczywiście nie stosujemy takich praktyk nigdy, w żadnej sytuacji. W konkretnym przypadku dokoceniowym takie zachowanie opiekuna sprawi, że jeden kot jeszcze bardziej skojarzy drugiego negatywnie. Dzieje się tak dlatego, że widzi, iż się denerwujemy w jego obecności! Tupiemy, wyciągamy spryskiwacz z wodą, nasze emocje eskalują – a tego nie lubi żaden kot. Nie róbmy tego, nigdy. Kary psują relacje – nasze i kocie. Zdecydowanie przyjemniejszą i skuteczną opcją jest nagradzanie kotów za spokój w sytuacji, gdy przeprowadzamy już etap z sesjami przebywania w jednym pomieszczeniu. Uczymy w ten sposób, że łagodność i spoglądanie na drugiego osobnika tylko od czasu do czasu (a nie długie wpatrywanie się, będące agresją bierną!) są dobre. Przysmaki, które dane zwierzę szczerze uwielbia nie zaszkodzą, a potrafią bardzo pomóc – również w kontrolowaniu sytuacji, gdy chcemy przywołać któregoś z kotów, bo na przykład widzimy, że zamierza skoczyć na innego czy gonić go, podczas gdy tamten wyraźnie unika tego typu interakcji.
Zarówno posiadanie jednego kota w domu, jak i dokocenie, to decyzja na wiele, wiele lat. Należy zastanowić się kilka razy, czy przez tyle czasu będziemy w stanie opiekować się zwierzętami i czy każdy domownik jest na to chętny i gotowy.
Emocje człowieka udzielają się kotu
My, ludzie, jesteśmy zdolni do odczuwania wielu emocji naraz. Zdarza się, że te emocje przygniatają nas i nie radzimy sobie danego dnia w pracy nad zapoznawaniem ze sobą kotów – a przecież behawiorystka napisała już co i jak, otrzymaliśmy wytyczne, powinniśmy działać, nie siedzieć z założonymi rękoma. Absolutnie nie ma powodu do wywierania takiej presji na samym/-ej sobie. Zapewniam, że to jeszcze bardziej rozstraja psychicznie, a koty wyczuwają takie rzeczy. Dlatego, jeśli nie czujemy się danego dnia na siłach, to jak najbardziej możemy odpuścić. Kotom nic złego się nie stanie, wręcz odpoczną od siebie podczas procesu zapoznawania, również złapią oddech. Opiekunowie kotów powinni dbać o swoje samopoczucie, zarówno przy tym temacie, jak i przy każdym innym. Jeśli będziemy niezmiennie funkcjonować w złym stanie i ignorować własne problemy, to nie będziemy mogli skutecznie opiekować się naszymi czworonożnymi przyjaciółmi. Wyjście do ogrodu, do lasu, do parku, czy aktywny wypoczynek na basenie, nad jeziorem, a także miłe spędzenie czasu po swojemu – pomoże się wyciszyć, a kotom zapewni większe prawdopodobieństwo zaakceptowania się nawzajem.
Tolerancja, akceptacja – nie „wielka miłość”
Nagminnie sugerujemy się słodkimi zdjęciami i filmikami z mediów społecznościowych i innych zakątków Internetu. Pragniemy, by nasze koty też tak ze sobą żyły. Przytulone, liżące się po pyszczkach, bawiące się razem, dzielące jedno legowisko. Informacja ode mnie – te zdjęcia, te filmiki, to tylko stan rzeczy z kilku sekund. Zwykle w większości domów wielokocich tak to nie wygląda. Dwa niespokrewnione koty wręcz rzadko kiedy będą leżeć ciało przy ciele, wciśnięte w jedną budkę. Wręcz przeciwnie, takie tłoczenie się usilne na przestrzeni niezbyt dużego zasobu może czasem oznaczać próbę wywalczenia go sobie. Nie zawsze, ale może. Z lizaniem się po pyszczkach też bywa różnie – bardzo często tuż po tym jeden kot paca łapą drugiego, ale tego już nie zobaczymy na filmiku z Internetu. W Internecie wiele rzeczy jest wyolbrzymionych, nieprawdziwych. Pokazuje się daną sytuację wyłącznie z pozytywnej strony. Trzeba na to uważać i pamiętać, że rzeczywistość tak nie wygląda. Nie ma relacji idealnych i nie powinniśmy do nich dążyć. Już sama tolerancja siebie w danej przestrzeni jest sukcesem, akceptacja tym bardziej. Wymaganie od dwóch kotów wielkiej przyjaźni czy miłości zakłóca prawidłową ocenę ich relacji i dostrzeżenie pierwszych niepokojących sygnałów. Przykładowo, o ile syczenie ma prawo występować i jest formą komunikacji wręcz potrzebną do wyznaczania granic jednego kota wobec drugiego, o tyle głośne buczenie i warczenie wraz z jeżeniem sierści powinno już zostać zauważone i wywołać reakcję opiekuna. Osoba, której marzy się głęboka relacja pomiędzy jej kotami, może zacząć niestety lekceważyć takie zajścia. Nie będzie chciała ich widzieć.
Czasem nie udaje się mimo dobrego podejścia
Chciałabym zaznaczyć, że nawet jeśli jesteśmy odpowiedzialnymi opiekunami o aktualnej wiedzy lub podpieramy się wiedzą najlepszego behawiorysty w okolicy – może się nie udać. Nie jest to wina ani kotów, ani opiekunów, ani behawiorystów. Tu nie należy szukać winy. Bywa bowiem tak, że choćbyśmy starali się długimi miesiącami, to dany kot okazuje się typem samotnika, który nigdy nie zaakceptuje na swoim terytorium obcego przedstawiciela swojego gatunku. Może tak być z wielu przyczyn – geny, zaniedbanie socjalizacji pierwotnej (która trwa tyle, ile kot przebywa ze swoją lub zastępczą kocią rodziną), traumy z młodzieńczych lat, a nawet choroba przewlekła. Przez to schorzenie kot będzie czuł się mniej pewny na własnym terytorium, mniej rozumiany (mowa ciała, mowa werbalna), a nawet nękany (inne koty mogą wykorzystać jego słabość i przepędzać go z legowisk, z kuwety itd.). Nie powinno się wtedy do niczego takiego kota-samotnika zmuszać. Należy wyczuć pewne granice. Jeśli towarzystwo nowego zwierzęcia wyraźnie przeszkadza temu już obecnemu i zaczyna ono bardzo się stresować, co odbija się na jego zdrowiu, trzeba rozważyć rozdzielenie zwierząt na stałe.
Zdarza się – i jeśli zdarzy się któremuś z Czytelników Magazynu Pupil, chciałabym dodać, że to nie pierwszy i nie ostatni raz. Na całym świecie są takie przypadki kocich relacji, które lepiej było przerwać. To zdrowie psychiczne oraz fizyczne muszą być priorytetem – nie zachcianki. Jako podsumowanie tego artykułu pragnę przypomnieć, że dokocenie jest poważną decyzją do kilkukrotnego rozważenia. Owszem, może być tak, że koty stworzą świetny duet, dobrze się rozumiejący i umiejący dzielić się zasobami (w tym człowiekiem, który stanowi najważniejszy zasób). Jednak trzeba też pomyśleć o gorszych scenariuszach oraz narzędziach i warunkach dostępnych do ewentualnej próby rozwiązania problemu.
Tekst opracowała: Agata Bladowska-Długokęcka – kocia behawiorystka, absolwentka Uniwersytetu SWPS, autorka bloga: kotwarszawski.pl
FB: facebook.com/KotWarszawski
Artykuł z magazynu PUPIL numer 1(33)/2024