Elżbieta Romanowska opowiada historię niezwykłej przyjaźni ze swoim psem Browarem, którego los połączył z jej życiem w dramatycznych okolicznościach. Od tamtej pory Broniu towarzyszył jej niemal wszędzie – w pracy, w podróżach i w codziennym życiu. Dziś jako senior, wciąż cieszy się życiem i daje mnóstwo radości. To opowieść o miłości, odpowiedzialności i sile adopcji, która potrafi zmienić wszystko.
ELŻBIETA ROMANOWSKA

Aktorka i prezenterka telewizyjna, znana szerszej publiczności z roli Joli w serialu Ranczo oraz udziału w popularnych programach rozrywkowych. Ma na koncie bogate doświadczenie teatralne i telewizyjne, a od kilku lat pełni także rolę prowadzącej w programach takich jak Nasz nowy dom czy Festiwal weselnych przebojów. Jej energia, wszechstronność i charyzma zyskały uznanie widzów i mediów.
Opiekuje się Pani wspaniałym psiakiem – Broniem. Jak rozpoczęła się Wasza wspólna przygoda?
Ponad czternaście lat temu ktoś wyrzucił Browara z jadącego samochodu. Zobaczyła to moja Mama, która na początku nie wiedziała, że to jest zwierzę. Myślała, że ktoś po prostu wyrzucił do lasu jakiś worek. Natomiast po chwili zobaczyła, że ten niby worek się zaczyna ruszać i zaczyna biec za jadącym samochodem. Mama wtedy się zatrzymała. Wróciła do tego psa. My mamy taki zwyczaj, że dokarmiamy zwierzęta, gdzie tylko się da, więc Mama miała karmę w samochodzie. Akurat była to karma dla kota, bo Mama wcześniej dokarmiała koty, które były na działce. Udało się jej skusić psa, żeby do niej podszedł. Zabrała go do samochodu i pojechała do domu. Wtedy była taka sytuacja, że moi Rodzice nie mogli zajmować się psiakiem. Opcja schroniska w ogóle nie wchodziła w grę, więc ustaliliśmy, że w takim razie zabiorę go ja. W razie podbramkowej sytuacji miałam po prostu na kilka dni odwozić do dziadków, czyli do moich Rodziców.
Wspominała Pani, że Browarek na początku Waszej znajomości towarzyszył Pani niemal nieustannie w życiu prywatnym i zawodowym. Jak wyglądała wtedy Wasza codzienność?
Trzeba było się trochę przestawić. Do tej pory nie musiałam się martwić i odpowiadać za nikogo. A w tamtym momencie sytuacja się zmieniła, bo posiadanie psa to nie są tylko przyjemności, ale też obowiązki. Zmieniłam codzienny plan dnia – wieczorem i rano spacer, dbanie o psiaka. Na szczęście Browar okazał się psem, który uwielbia zarówno ludzi, jak i wszelkiego rodzaju podróże – czy to pociągiem, czy samochodem, czy też autobusem. Ma zdolność odnajdywania się w sekundę w nowych miejscach i potrafi sobie zaskarbić sympatię praktycznie każdego (śmiech). Kiedy okazało się, że dobrze znosi podróże, zaczęłam zabierać go do teatrów, gdzie grałam spektakle. Pojawiły się nawet śmieszne sytuacje z tym związane. Kiedyś pani garderobiana nie pojawiła się podczas próby w kulisach, bo okazało się, że akurat wyszła na spacer z Browarem. Uznała, że skoro była taka piękna pogoda, to on nie mógł przecież siedzieć cały czas w garderobie. On miał zwyczaj spędzać spektakle właśnie z paniami w garderobie. To była bardzo zabawna sytuacja.
A co z planami zdjęciowymi seriali?
Kiedy jeździliśmy na plan zdjęciowy serialu, to zawsze wracał co najmniej kilogram cięższy, ponieważ trzymał sztamę z kucharzami. Wszyscy nieustannie go dokarmiali, bo on był (i jest nadal) po prostu słodziakiem. Do tej pory jest jak taki szczeniak, który kocha wszystkich ludzi. Poza tym Broniu zawsze miał swoje posłanko, więc gdy byłam na planie, to on szedł do posłanka i sobie tam spał. Browar nawet kilka razy zagrał w serialu, ponieważ akurat okazało się, że nagle w scenie potrzebny jest pies, a ten który miał się tam pojawić nie dojechał, albo okazał się nieodpowiedni do roli. Tutaj też Browar doskonale się odnajdywał.
Można zatem powiedzieć, że jest swego rodzaju psim celebrytą?
Tak, jak najbardziej. Kiedyś nawet zaproszono mnie do jednej z telewizji. Właściwie to Browar był zaproszony w pierwszej kolejności. Zadzwoniono do mnie i zaproszono Browara jako gościa „na kanapę”. I potem zostało dodane: „Panią oczywiście też” (śmiech). To jest wspaniałe, bo on ma cudowny charakter. Po prostu kocha ludzi, uwielbia dawać buziaki. Kocha przebywać w towarzystwie. Jest takim totalnym przytulasem.
Czy teraz też Broniu towarzyszy Pani w pracy? Pozwala mu na to zdrowie?
Aktualnie już raczej zdarza się to rzadko. Moi Rodzice mieszkają teraz pod Warszawą, więc jest nam trochę łatwiej. Browar może u nich zostawać i jest wtedy bardzo szczęśliwy, bo ma duży ogród i nieograniczone wyjście do niego. Natomiast on najbardziej lubi wyjeżdżać na wakacje. I to ja zazwyczaj go na nie zabieram.

Foto. archiwum prywatne
Gdzie najchętniej Browar spędza wakacje?
Mazury. Zdecydowanie Mazury są jego ulubionym miejscem. Browar co prawda nie przepada za wodą, ale uwielbia leżeć sobie na trawie w słońcu i odpoczywać. Naprawdę lubi wylegiwać się na słońcu. To nie jest pies, który lubi wbiegać do wody, raczej odpoczywa na brzegu. Często zwiedzamy różne zabytki.
Jak przygotowujecie się do wspólnych podróży?
Zawsze dokładnie przygotowujemy się do podróży. Staramy się, by wszystko przebiegało bezpiecznie. Pamiętamy o pasach w samochodzie i innych zasadach bezpieczeństwa w podróży. Dbamy też o zdrowie. Browarek na co dzień jest chroniony przed kleszczami, ale pamiętamy, by przed wyjazdem (zwłaszcza na Mazury) miał podane krople na świeżo. Tam bardzo łatwo natrafić na kleszcze, a lepiej zapobiegać, niż potem musieć szukać weterynarza na miejscu. Gdy jedziemy w miejsca, gdzie będziemy musieli dłużej chodzić, to Browar ma takie nosidełko, trochę jak dla dzieciaków. Jeśli się zmęczy, to po prostu go tam wkładamy i możemy go bezpiecznie przetransportować w inne miejsce.
Browarek jest już dość wiekowym psem – ma prawie 16 lat. Jak jego zdrowie?
Kiedy Browar był młodszy, odwiedzaliśmy weterynarza raczej rzadko i głównie pielęgnacyjny – np. do obcięcia pazurów lub badań profilaktycznych. W momencie, gdy jest już starszym psem, choroby i problemy stają się coraz częstsze i coraz poważniejsze. Niedawno okazało się, że Browar ma guza na wątrobie, nowotwór i ma też problemy z woreczkiem żółciowym. Był w bardzo złym stanie. Nie wiedzieliśmy, czy uda się go uratować. Na szczęście od lat jesteśmy pod opieką cudownej pani doktor, która w przychodni jest jak dr House. To jest ulubiona ciocia Browara. Tak mam nawet ją wpisaną w telefon (śmiech). Ona wie, że ja mam ją tak zapisaną. Może to zabrzmi głupio, ale tak jest.
Poza tym ja często czuję, że Browarowi coś dolega, zanim pojawią się właściwe objawy. Ja go już po prostu znam. Kiedyś wracaliśmy z Mazur. Okazało się, że Broniu ma kleszcza – pomimo zabezpieczenia. Przeczuwałam, że ma babeszjozę. Zadzwoniłam do naszej Pani doktor i przyjęła nas, ale odradzała podanie zastrzyku bez innych objawów. Ten zastrzyk jest bardzo bolesny i przy innych schorzeniach Browarka mógł być niebezpieczny. Zrobiliśmy badanie krwi. Kolejnego dnia miałam zgłosić się po wyniki o ósmej rano. Ale, jak tylko wyszliśmy z gabinetu, Browarek zaczął sikać na bordowo. Zadzwoniłam do przychodni i nakazano nam od razu wracać. Wynik krwi był w ciągu godziny i okazało się, że miałam rację i Browar jest chory. Na szczęście było to bardzo początkowe stadium, w jakim tylko ta choroba może zostać wykryta. I wszystko zakończyło się szczęśliwie.
Można powiedzieć, że zadziałała Pani intuicyjnie, znając doskonale swojego psiaka.
To jest tylko jeden z wielu przykładów, że byliśmy właśnie u pani doktor, mówiąc, że coś się dzieje. Może rzeczywiście ja panikuję, ale już kilka razy potwierdziło się, że wyszło to na zdrowie dla Browara. Znam swojego psa i zauważam, gdy coś mu dolega, czy to z pęcherzem, czy z woreczkiem. Gdyby każdy właściciel ze swoim pupilem przychodził w pierwszej fazie choroby, to skuteczne leczenie dawałoby zwierzętom większą szansę na wyzdrowienie. A niestety często jest zbyt późno. Z drugiej strony rozumiem, że nie zawsze da się tak szybko reagować. U nas szybka reakcja bardzo pomogła, gdy Browar dostał nagle zapalenia woreczka. Trzeba było działać bez zwłoki. Znaleźliśmy cudownego chirurga, zgodził się operować psiaka. Okazało się, że jest szansa na to, żeby usunąć zarówno guz z wątroby, jak i właśnie to, co sprawiało mu największy ból, czyli woreczek. Pojawiły się jeszcze wątpliwości, czy uda się to wszystko zrobić za jednym zamachem, bo oczywiście tomografia pokazuje jedno, ale dopiero podczas operacji jest taki całkowity ogląd na stan pacjenta. U nas na szczęście się to udało – dzięki działaniom świetnego chirurga. Już po kilku godzinach otrzymałam telefon od pana doktora, że jest po operacji i że wszystko udało się wyciąć. Guz został usunięty (ze sporym naddatkiem) i teraz jest już dobrze. Po operacji Browarek został przez dobę w szpitalu, dostał jeszcze jakiejś infekcji, ale potem było już tylko lepiej. Zresztą widać na naszym Instagramie, że Browar dostał drugie życie – biega, skacze, cieszy się – żyje na nowo.
Bardzo się cieszę, że się udało wszystko opanować i że możemy oglądać Browara radosnego, szczęśliwego.
I ja też się cieszę, że mam taką możliwość, że mogę ratować swojego najlepszego przyjaciela. Bo zdaję sobie sprawę, że leczenie zwierzaków jest bardzo kosztowne i niestety nie każdego stać na to. Czasami trzeba po prostu podjąć bardzo drastyczną i bolesną decyzję. Natomiast jeżeli jest taka możliwość, to uważam, że dopóki zwierzę nie cierpi, to trzeba walczyć.
W jaki sposób Bronio zmieniło Pani życie?

Pies Elżbiety Romanowskiej
Na pewno na plus! Nie mogę mówić o minusach, choć pojawiło się na pewno więcej obowiązków. Ktoś może powiedzieć, że to głupie, ale to jest troszeczkę tak, jak się ma dziecko, przestaje się myśleć tylko o sobie, działać spontanicznie. Nawet jeśli ta spontaniczność nadal jest, to jest ona mocno ograniczona. Teraz, jeśli chcę gdzieś wyjechać, to muszę zastanowić się najpierw, czy mogę tam zabrać psa. Muszę myśleć, czy on tam będzie szczęśliwy i bezpieczny. Jeżeli chcę gdzieś wyjechać dalej, gdzie zabranie go ze sobą jest niemożliwe, to muszę wtedy zorganizować opiekę dla niego. To już nie ten czas, gdy mogłam po prostu zabrać plecak i jechać w nieznane. Wszystko teraz wymaga większej logistyki. Ale uważam, że absolutnie warto, bo szczególnie w trudnych momentach to jest przyjaciel, który jest cały czas przy mnie, który darzy mnie bezwarunkową miłością i vice versa oczywiście. Często jednak myślę o tym, że zanim Browarek pojawił się w moim życiu, ktoś wyrządził mu ogromną krzywdę. Browar ma w miednicy śrut, ktoś do niego strzelał ze śrutówki. Okazało się to dopiero po jakimś czasie od jego pojawienia się w moim życiu. Był taki moment, że naprawdę miałam ochotę odegrać się na tym człowieku, który mu to zrobił. A teraz właściwie to mogłabym – trochę z przymrużeniem oka oczywiście – powiedzieć „dziękuję”, bo to jest jego ogromna strata, a moje ogromne szczęście. Dzięki temu jest przy mnie najwspanialszy, najcudowniejszy psiak, jakiego kiedykolwiek poznałam.
Jest Pani zwolenniczką idei „Nie kupuj – adoptuj!”. Proszę nam o tym opowiedzieć.
Oczywiście trafiają do mnie argumenty za kupnem psa z hodowli. Czasami, kiedy wybieramy konkretną rasę, to wiemy, jakie są cechy charakterystyczne dla tych psów. Że ta rasa np. jest bardziej przyjacielska, łagodna, nie szczeka. Rozumiem to. Natomiast to samo można znaleźć w schronisku. Jeżeli schronisko jest odpowiednio prowadzone, to często opiekunowie znają dokładnie zwierzaki, które się tam znajdują. Wiedzą, jak te zwierzęta zachowują się w stosunku do innych zwierząt, do dzieci, do ludzi, do kotów. Mogą doradzić i pomóc w wyborze. Uważam, że nie ma wierniejszego przyjaciela niż właśnie taki psiak ze schroniska. Poza tym wydaje mi się, że psy rasowe to są takie trochę modyfikowane genetycznie, sztucznie tworzone istoty. To nie jest tak, że się ich nie kocha i nie należy kochać. Absolutnie nie o to mi chodzi w tym momencie. Po prostu są to zwierzaki często narażone na różne schorzenia i choroby, które powstają chociażby ze względu na to, że zostały one stworzone sztucznie. Moim zdaniem, po co wydawać kilka tysięcy złotych, jeśli można pójść do schroniska i znaleźć najlepszego przyjaciela na całe życie. Nie dość, że robi się w ten sposób dobry uczynek, to jeszcze daje cudowny, ciepły dom drugiej istocie. Myślę, że te parę tysięcy można spożytkować dużo lepiej, na przykład na wspólne podróże albo na spełnianie innych ciekawych marzeń. Najważniejsze, żeby robić to z głową, ponieważ niestety czasami podejmuje się decyzje o adopcji zwierzęcia pod wpływem impulsu. I to jest gorsze, bo potem te zwierzaki wracają do schroniska, albo zostają wystawione na różnych portalach internetowych. Nie rozumiem również argumentów, że jeśli pojawi się w domu nowe dziecko, to nie ma już miejsca na psa. Ktoś może powiedzieć, że jestem radykałem pod tym względem. Może to prawda, ale uważam, że jeżeli podejmuje się takie decyzje, to trzeba to robić świadomie. Zwierzę nie jest zabawką, którą można potem gdzieś oddać. Zwierzęta mają swoje uczucia, emocje i nie można się nimi bawić.
Proszę wyobrazić sobie, że Browarek może sam zdecydować o tym, co chce robić w życiu. Co by to było?
Kim byłby? Myślę, że testerem poduszek. Zdecydowanie wybrałby tego rodzaju pracę. Myślę, że na równi z krytykiem kulinarnym. Bo gwiazdą to on już jest (śmiech).
Bardzo dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała: Martyna Major