To książka popularnonaukowa i powieść drogi w jednym. Nie jest to jednak zwykła droga. Raczej pasjonująca wędrówka przez wieki, epoki, pokolenia…
“To opowieść o bardzo długiej drodze, jaką przeszedł wilk, by stać się psem. Tak naprawdę nie szedł sam, bo prowadził go człowiek. Ich podróż trwała tysiące lat i była pełna nie zawsze miłych przygód.” – pisze Dorota Sumińska.
A wszystko zaczęło się od przypadkowego spotkania małego wilka i chłopca, który nosił imię Inny. A wilkowi nadał imię Mój.
Fragment książki
(…) Przyszło na świat pięcioro szczeniaczków, cztery suczki i jeden piesek. Rosły zdrowo pod opieką obojga rodziców i gdy skończyły trzy miesiące, Wędrowiec i Błyskawica mogli wracać do domu. Pożegnanie było bardzo trudne, bo nie tylko opiekunowie psów bardzo się zaprzyjaźnili. Duch i Błyskawica polubili się równie mocno. Maluchy też nie chciały się rozstawać. Ustalono, że z Duchem zostaną dwie suczki, te najbardziej z nim zżyte, a pozostałe szczeniaki odejdą z mamą. Było mnóstwo łez i skomlenia, ale cóż było robić.
Za górami czekała rodzina Wędrowca i też tęskniła. Nikt wówczas nie wiedział, że Duch i Błyskawica stali się protoplastami, czyli najstarszymi przodkami psów myśliwskich. (…)
(…) Pobiegli, by zdążyć przed deszczem. Misiek zwlekał chwilę, by dokończyć ucztę, ale gdy tylko połknął ostatni kęs, ruszył za nimi, aż się kurzyło. Dogonił ich bez trudu, bo psy i wilki biegają znacznie szybciej niż ludzie. Rzeczywiście mama prawie ciągnęła po ziemi dwa kosze pełne pachnących ziółek. Na dodatek czepiali się ich dwaj mali chłopcy i kilkoro rozbrykanych szczeniąt. Na końcu orszaku maszerowała duża, ciężka suczka Burza – mama szczeniaków. To groźne imię dostała dlatego, że jej powarkiwania brzmiały jak grzmoty. Poza tym była łagodna jak jagniątko. Oczywiście ojcem szczeniąt był Misiek. Rzucił się na powitanie swojej rodziny, jakby nie widział ich nie wiadomo od jak dawna. Maluchy też witały Miśka, ciągnąc go za co się dało, a on był zachwycony. (…)
(…) My patrzymy na świat oczyma i potrafimy dostrzec nawet malutkiego pajączka, który trzymając się nitki jak żagla, płynie w jesiennym powietrzu. Psy „widzą” świat nosem. Ich węch jest tak doskonały, że może wyłuskać jedną drobinkę zapachu z tysiąca innych, dużo silniejszych. Umieją odnaleźć nosem to, czego my nie dosięgniemy wzrokiem. Suczka gotowa na bycie matką wydziela silny zapach, który jest bardzo atrakcyjny dla psów. Jego drobiny lecą z wiatrem, a wszystkie psy z okolicy zlatują się jak na zawołanie. Teraz to ona, suczka, zdecyduje, który z kawalerów jej odpowiada.(…)
(…) – Mieszkamy dużą grupą w jednej jaskini. Tak czujemy się bezpieczniej i w ogóle nie lubimy się rozdzielać. Nasze psy mają jedno zadanie – uprzedzać nas o nieproszonych gościach. Zazdrościmy wam psów o tylu różnych umiejętnościach, ale jakoś nie umiemy niczego wymagać od naszych czworonogów. Są więc nieposłuszne, ale i tak je kochamy. Mój Piorun to wspaniały pies. Jest niezwykle czujny i choć nie jest już młody, daje znać, nawet gdy myszka wkradnie się do jaskini. Od kilku dni uciekał na całe dnie i nie wracał na noc. Pojawiał się jak duch i znów znikał. Bałem się, że chce wrócić do wilków, ale od dawna nikt nie widział ich w okolicy. Budzę się ostatniej nocy, a tu obok mnie leżą przytuleni Piorun i twoja suczka. Najbardziej zdziwiło mnie to, że nikogo nie obudzili. Ucieszyłem się, bo chcę szczeniaka po Piorunie, a do tego z taką matką jak Kozica to szansa na wspaniałą linię, czyli wielopokoleniową rodzinę psów. – Gdy skończył, odgarnął długie włosy z czoła i spojrzał z ukosa na Piskorza. – A wiesz, dlaczego twoja żona ma rude włosy? – zapytał, świszcząc na koniec przez zęby. Neandertalczycy nauczyli się naszego języka, ale nie pozbyli się charakterystycznego dla ich mowy świstu.(…)
(…) Była pewna malutka suczka. Urodziła się w leśniczówce i naprawdę nie miało dla niej żadnego znaczenia to, że jest wyżłem. Wczesne dzieciństwo psinka miała bardzo wesołe. Liczne rodzeństwo, pięciu braci i trzy siostry, było doskonałymi towarzyszami zabaw. Mama dbała o wszystkich tak samo troskliwie. Poza tym w jej rodzinnym domu mieszkał bardzo miły mały chłopiec. Miał na imię Jaś i chodził do trzeciej klasy. Jego tata był leśniczym i lubił wszystkie zwierzęta. Dobrze traktował wyżlicę Sabę i jej szczenięta i choć wyżeł to pies myśliwski, nigdy nie brał jej na polowanie. Dlaczego? Z prostej przyczyny – sam też nie polował. Przecież to oczywiste, że ktoś, kto naprawdę lubi zwierzęta, nie może ich zabijać. (…)
(…) Przyjechali do domu, gdzie było strasznie dużo psów i kotów. Trochę go to przeraziło, ale od razu zauważył, że wszystkie są bardzo zadowolone i pewne siebie. Przez chwilkę miał nadzieję, że może spotka tu mamę, ale nigdzie nie wyczuł jej zapachu. Pamiętał go doskonale, bo psy i wilki, jeśli nie są rozdzielone z rodzicielką bardzo wcześnie, pamiętają jej zapach do końca życia. Zdziwiło go, że prawie wszystkie zwierzęta w domu pani Sabiny są albo bardzo stare, albo chore, a mimo to wesołe. Do tej pory nie poznał ani starości, ani choroby. Sam był młody i zdrowy jak ryba.
Pierwszy nie zagrzał długo miejsca u swojej wybawczyni. Nie bardzo miał się z kim bawić, bo żadna stara łapa nie umiała dotrzymać mu kroku. Wszystkie się starały, ale nie starczało im sił. Na szczęście okazało się, że pani Sabina miała przyjaciółkę Martę, która marzyła o wielkim żółtym psisku. Mieszkała w domu z dużym ogrodem i kilkoma kotami. Brakowało jedynie psa. Gdy tylko dowiedziała się o Pierwszym, przyjechała do pani Sabiny. Nie, nie zabrała psa od razu. To byłoby zbyt wiele dla delikatnej psiej duszy, która przeżyła takie rozczarowanie. Najpierw pani Marta zamieszkała na kilka dni u swojej przyjaciółki, aby poznać się z Pierwszym, i gdy już się polubili, nowa pani zabrała go do nowego domu. Pojechała z nimi też pani Sabina, by Pierwszy poczuł się pewnie. Zostawiła go dopiero wtedy, gdy się przekonała, że Pierwszy zaakceptował nowe miejsce i nową opiekunkę. Ale wcześniej piesek dostał od syna pani Marty nowe imię, które przyjął bez grymaszenia – Asztar.(…)
Przeczytaj również