Fundacja została założona z myślą niesienia pomocy potrzebującym zwierzętom. W jej ramach prowadzone jest przytulisko, w którym znajdują schronienie. Fundacja skupia się na zwalczaniu bezdomności zwierząt i ich niekontrolowanemu rozmnażaniu, działalności adopcyjnej, a więc poszukiwaniu nowych opiekunów dla swoich podopiecznych oraz opiece nad starymi i chorymi zwierzętami, by mogły w godnych warunkach dożyć swoich dni
Z Martą Toch, Członkiem Zarządu Fundacji rozmawia Katarzyna Nogaj
Katarzyna Nogaj: Od kiedy działa Fundacja Człowiek dla Zwierząt?
Marta Toch: Fundacja została zarejestrowana w styczniu 2015 roku, ale osoby, które ją tworzą, już kilka lat wcześniej zajmowały się pomocą bezdomnym i skrzywdzonym zwierzętom z okolic Krakowa.
K.N.: Co było impulsem do jej zarejestrowania?
M.T.: Chęć podejmowania działań w sposób bardziej zorganizowany i szerszy niż do tej pory, a także możliwość pozyskiwania funduszy, które były i są niezbędne by je realizować. Nie da się bowiem pomagać wyłącznie w oparciu o własne, prywatne środki. Zwłaszcza wówczas, gdy trzeba sfinansować pomoc weterynaryjną dla bardzo zaniedbanych, chorych czy poszkodowanych w wypadkach zwierząt.
K.N.: Ile osób działa w Fundacji Człowiek dla Zwierząt?
M.T.: Władze fundacji, to Pani Prezes Wioletta Litwin-Mroczka – założycielka fundacji, a jednocześnie osoba, która 24 na dobę, 7 dni w tygodniu i 365 dni w roku zajmuje się opieką nad końmi i psami, które przebywają w przytulisku. W sprawach organizacyjnych wspiera ją Rada złożona z trzech osób. Fundacja zatrudnia także trzy osoby bezpośrednio zajmujące się opieką nad zwierzętami. To bardzo niewiele biorąc pod uwagę, że w schronisku przebywa obecnie 15 koni i około 200 psów. Na szczęście możemy liczyć na pomoc wolontariuszy. Część z nich pomaga fizycznie na miejscu, część opiekuje się zwierzakami w swoich domach (zwłaszcza kotami, dla których nie ma miejsca w przytulisku). Jeszcze inni wspierają działania Fundacji na zewnątrz.
K.N.: Jakie działania prowadzone są w ramach Fundacji?
M.T.: Fundacja zajmuje się głównie opieką nad zwierzętami w prowadzonym przez nią, wspomnianym wcześniej przytulisku, które znajduje się w miejscowości Łętkowice Kolonia ok. 30 km od Krakowa. Zwierzęta, które w nim przebywają, mogą liczyć na kompleksową opiekę weterynaryjną, włączając w to profilaktykę. Wszystkie psy i koty, znajdujące są pod naszą opieką są odrobaczone, odpchlone, zaszczepione na choroby zakaźne i wściekliznę, wysterylizowane/wykastrowane i zaczipowane. Chore są leczone tak długo i konsekwentnie, jak się da, nawet jeśli trzeba z nimi pojechać do lekarza na drugi koniec Polski czy poza granice kraju. Jeśli tylko jest nadzieja, że wygrają z chorobą czy niepełnosprawnością – walczymy o naszych podopiecznych do końca.
Staramy się aktywnie poszukiwać domów adopcyjnych, takich, które podejdą do opieki nad nowym członkiem rodziny w sposób świadomy i odpowiedzialny i z miłością. Nie wydajemy psów na łańcuch, do kojców (z małymi wyjątkami), do życia w garażu czy kotłowni. Dążymy do tego by nasi podopieczni byli pełnoprawnymi członkami swoich rodzin, a nie żywym alarmem w obejściu czy ogrodzie.
Przeprowadzamy wizyty przed adopcyjne, a z nowymi opiekunami spisujemy umowy adopcyjne. Chociaż mamy ograniczone możliwości osobowy i organizacyjne, niejednokrotnie uczestniczymy w interwencjach, zabierając potrzebujące zwierzaki pod naszą opiekę.
K.N.: W jaki sposób i jakie zwierzęta najczęściej do Was trafiają?
M.T.: Zazwyczaj zgłaszają się do nas ludzie, którym los zwierząt nie jest obojętny, którzy się zainteresowali i szukają dla nich pomocy. Codziennie odbieramy telefony, maile i wiadomości na mediach społecznościowych z prośbą o ratunek. Nie lubimy odmawiać, ale po prostu nie zawsze mamy miejsce by przyjąć następnego zwierzaka. W pierwszej kolejności przyjmujemy te, które są chore, starsze, kalekie, a także szczenne suki i kocice, matki z dziećmi oraz szczeniaki i kocięta. Czasem szukamy miejsc w innych fundacjach lub u osób prywatnych, o których wiemy, że mogą na jakiś czas zaopiekować się potrzebującym zwierzęciem. Niekiedy umieszczamy chore zwierzęta w całodobowych lecznicach weterynaryjnych, bo wymagają natychmiastowej pomocy, a my fizycznie nie mamy co z nimi zrobić. Potrzebujących jest cały ogrom, a nasze możliwości ograniczone i to jest bardzo frustrujące.
Trafiają do nas głównie kundelki z podkrakowskich miejscowości. Czasem jakiś psiak w typie rasy. Najczęściej owczarki niemieckie, jamniki, teriery, charty, kiedyś bernardyny, które były bardzo popularne na okolicznych terenach.
Od niedawna zajmujemy się pomocą psom w typie owczarka podhalańskiego. Mamy ich w tej chwili 20. To psy duże, trudne, o specyficznym charakterze i specyficznych potrzebach. Są piękne, ale równocześnie bardzo w Polsce zaniedbywane i krzywdzone. Wiele z nich trafia do nas w złym stanie.
Niektóre po epizodach mniej lub bardziej poważnych ataków na swoich opiekunów, które swoje źródła mają głównie we frustracji, złym prowadzeniu i niezrozumieniu potrzeb przez opiekunów.
K.N.: Co jest najtrudniejsze w Waszej działalności?
M.T.: Najtrudniejsza jest walka o chore czy skrzywdzone zwierzaki. Czasem możemy im dać tylko kilka tygodni godnego życia, bo trafiają do nas w tak złym stanie. Najbardziej boli, gdy odchodzą maluszki, zarażone śmiercionośnymi chorobami wirusowymi takimi jak parwowiroza, nosówka, panleukopenia. Z dnia na dzień, z pełnych życia i radości dzieciaków stają się cierpiącymi leżącymi “szmatkami”. Ciężko jest nam odmawiać pomocy, zwłaszcza wtedy, gdy jest konieczna. Praca z potrzebującymi zwierzętami wymaga dużej wrażliwości, ale jednocześnie ogromnej odporności psychicznej.
K.N.: Czy jakieś zdarzenie, zwierzę szczególnie utkwiło w pamięci?
M.T.: Wiele było takich zwierzaków, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci i w naszych sercach. Na przykład Buniek. Starszy, ślepy pies w typie bernardyna, którego Wiola, nasza prezeska, znalazła późną jesienią o świcie, leżącego na hałdzie obornika koło stajni. Był chudy, bardzo zaniedbany, zdezorientowany. Jak tylko doprowadziłyśmy go do porządku stał się cudownym, radosnym, bardzo praludzkim, przytulaśtym, niezwykle łagodnym psem. Niestety nie udało nam się znaleźć mu domu. Umarł nagle na zawał serca pewnego letniego dnia, w chwilę po tym jak wyszedł na wybieg.
K.N.: Jak można wesprzeć Wasze działania?
M.T.: Jeśli kto mieszka w okolicy, może oczywiście zostać wolontariuszem Fundacji. Poświęcać swój czas na opiekę nad zwierzakami przebywającymi w przytulisku, zabierać je na spacery, bawić się z nimi, socjalizować, uczyć chodzenia na smyczy, reagowania na polecenia itp. Potrzebna jest także pomoc w ogłaszaniu naszych podopiecznych. Ogłoszenia są kluczowe w poszukiwaniach domów adopcyjnych.
Chętnie przyjmiemy pomoc w postaci tymczasowej opieki nad kotami u siebie w domu. Bardzo cenne jest również wsparcie finansowe, gdyż nasze przytulisko utrzymuje się wyłącznie z datków darczyńców, którym nie jest obojętny los potrzebujących zwierzaków. Nie da się pomagać bez pieniędzy. Każdy z naszych podopiecznych musi dostać dobrej jakości paszę lub karmę. Miesięcznie zużywamy ponad tonę suchej karmy dla psów. W zimie gotujemy dla nich, by w ciągu dnia mogły dostać jeden ciepły posiłki. Każdego miesiąca płacimy od 10 do 20 tys. zł za opiekę weterynaryjną, leki, szczepionki, badania, preparaty na pasożyty zewnętrzne i wewnętrzne. Każda, nawet najmniejsza kwota ma dla naszych podopiecznych znaczenie.
Można również wysłać dobrej jakości karmę na adres naszego przytuliska lub zorganizować jej zbiórkę w swojej firmie czy szkole.
K.N.: Dziękuję za rozmowę
Fundacja Człowiek dla Zwierząt,
Łętkowice Kolonia 59, 32-107 Radziemice
Nr konta: 78 86140001 0010 0147 5971 0001
PayPal: czlowiekdlazwierzat@gmail.com
platforma Ratujemy Zwierzaki:
www.ratujemyzwierzaki.pl/czlowiekdlazwierzat
Artykuł z magazynu PUPIL numer 4(24)/2021